Autystyczne gwiezdne dzieci?

Autyzm występuje u 1 na 54 dzieci w Stanach Zjednoczonych. W Europie jest to 1 na 100 dzieci. Podczas kiedy liczby te alarmująco od lat stale rosną, nauka rozkłada ręce i nie potrafi nawet wskazać przyczyn autyzmu, a co dopiero mu przeciwdziałać.
Prorok i uzdrowiciel Edgar Cayce (1877-1945) nie tylko mówił o nowej ludzkości i odnosił to do 5 podrasy (Zob. C. Jinarajadasa – Człowiek We Wszechświecie, Tom 1 lub w Księdze Urantii), ale przewidział także, że pojawi się ona w latach 1998 – 2010. Również inni metafizycy zauważyli pojawienie się nowego typu człowieka, którego nazywano indygo. Mówi się też o Dzieciach Nowego Tysiąclecia, Dzieciach Kryształowych, Dzieciach Tęczowych, Dzieciach Światła czy Złotych Dzieciach. Blisko 99 proc. dzieci autystycznych to Indygo typu 3. Zwiazane jest to z pojęciem istoty Oraphim, która bezpośrednio wspiera rasy założycieli strażników w niższym wszechświecie harmonicznym i dalszą duchową ewolucję ludzkości w kierunku Wniebowstąpienia i Prawa Jedni. Oraphim jako pierwsza manifestacja światła Szmaragdowego Zakonu mają DNA Szmaragdowego Słońca, które składa się z maksymalnie 48 nici DNA. Gdy nie Chrystusowa istota wewnątrz Indygo typu 3 próbuje przejąć Chrystusową istotę Oraphim, zamykając ją (blokując) w środku i zamrażając jej zdolność do komunikacji, to osobowość takiej istoty przechodzi prawdziwy terror na poziomie nieświadomości i występuje autyzm.
Mój syn pochodzi z Neptuna
Piszę ten tekst z perspektywy gwieznej istoty, która wychowuje gwiezdne dziecko. Skąd wiem, że moje dziecko jest gwiezdne? Powiedziało mi o tym. Przybyło do mnie z innej planety. Konkretnie z Neptuna. Myślisz, że to niemożliwe bo Neptun jest planetą gazową i nie da się tam żyć? Może właśnie dlatego gwiezdnym dzieciom tak trudno dostosować się do warunków na naszej Ziemi, bo pochodzą z zupełnie innej gęstości? W języku Maorysów, rdzennych mieszkańców Nowej Zelandii, na określenie autyzmu używa się słowa takiwatanga, co dosłownie oznacza „w swoim własnym czasie i przestrzeni”. Myślę, że to najtrafniejsza jak dotąd nazwa.
Ich dusze przybyły do nas z wyższych wymiarów, gdzie wszystkie istoty porozumiewają się telepatycznie. Dlatego gwiezdne dzieci często mają problemy z nauką mówienia. Po prostu nie mogą zrozumieć po co mówić, skoro można nawzajem czytać w swoich myślach. Z drugiej strony czytanie w myślach innych ludzi, którzy nieświadomi tego procesu myślą sobie o takich dzieciach różne nieprzyjemne rzeczy, może wywoływać poczucie krzywdy i niesprawiedliwości, a nawet niezrozumiałe dla innych neurotypowych ataki złości. Wzmożona wrażliwość na ludzi, ich energie, ich wibracje i ich myśli zwykle bywa odreagowywana wrzaskiem.
Dzieci indygo mają często bardzo wyostrzone zmysły. Zwykły kontakt ich skóry z ubraniem może być dla nich bardzo bolesny. Szczególnie wrażliwy mają również zmysł słuchu, dlatego tłoczne i gwarne miejsca nie są dla nich dobrym rozwiązaniem, a często wręcz nie do zniesienia bez specjalnych słuchawek wygłuszających. Dzieci takie potrafią słyszeć dźwięki niesłyszalne dla neurotypowych osób np. oddychanie ziemi, picie wody po deszczu przez ziemię, bzyczenie muchy w innym pokoju. Co ciekawe, osoby neurotypowe aby osiągnąć takie słyszenie muszą bardzo długo praktykować np. dadirri – aborygeńską sztukę dogłębnego wsłuchiwania się. Dzieci indygo nie potrzebują takiego treningu.
Ich niechęć do patrzenia w oczy jest już chyba legendarna. Ale po co patrzeć w oczy, kiedy widzi się aury innych ludzi i na ich podstawie można wyczytać dużo więcej niż z kontrolowanej mimiki twarzy?
„Kiedy czujesz się bezradny w obliczu ataków z zewnątrz, przenieś wzrok na bok”. Teraz już wiem, że miała na myśli widzenie peryferyjne. Podczas przenoszenia wzroku na bok, pod ostrym kątem, możemy sprawić, iż rzeczywistość zniknie nam z pola widzenia. (…) Tym sposobem wszedłem w świat, w którym niemożliwe było zranienie mnie czy wywołanie jakiejkolwiek reakcji. Dosłownie uciekałem od rzeczywistości. (…) Używając widzenia peryferyjnego, aby rzeczywistość zniknęła, patrzyłem na świat z niższego poziomu, co pozwoliło mi dostrzec pola energetyczne innych ludzi. („Jaskinie mocy – czakry Tolteków”, Sergio Magana Ocelocoyotl)
Dzieci te również znane są z tego, że nigdy nie kłamią. A ich szczerość zwykle jest postrzegana jako upośledzenie społeczne, gdyż potrafią powiedzieć w oczy najbardziej niewygodną prawdę np. że ktoś brzydko pachnie. W świecie, skąd pochodzą, wszystkie istoty czytają nawzajem w swoich myślach i nie da się nic ukryć. Dlatego Indygo nawet nie próbują kłamać.
Dzieci indygo często mają problem z zaimkami osobowymi gdyż nie odróżniają JA od TY czy MY od ONI. Dzieje się tak dlatego, że tam, skąd przybywają, nie ma dualności, wszyscy są jednością. Wszyscy są jednością i wszyscy są równi. Stąd ogromny opór dzieci indygo wobec wszelkich form autorytaryzmu.
Głęboko w naszym DNA powstają wielkie zmiany. Dzieje się to na całym świecie, a naukowcy nazywają to mutacją. Zmiany na poziomie DNA zachodzą na skutek zmian w sposobie odżywiania lub zmian klimatu.Na Ziemi pojawiły sie właśnie conajmniej trzy nowe rasy ludzkie. Obecnie na Ziemi dzieje się tak dużo, że można spodziewać się kolejnych reakcji genetycznych. To niesamowite! Okazuje się również, że dzieci indygo mają zmienioną wątrobę. Czyli konieczna była zmiana na poziomie DNA. Te różnice w wątrobie to naturalna reakcja na nasze nowe pożywienie. Ponieważ jedzenie stało się coraz bardziej śmieciowe to i wątroba musiała się do tego przystosować. Inaczej jedzenie zaczęłoby nas zabijać. Podobnie karaluchy przeprogramowują swoje DNA i uodporniają się na podawane im trucizny, aż w efekcie zaczynają się żywić tym, co miało je przecież zabić. To może być jakimś wytłumaczeniem często wybiórczej diety u autystyków.
Dzieci indygo są geniuszami. Ich przeciętny poziom inteligenci to 130 punktów, ale wiele z nich osiąga nawet 160 i więcej punktów. Niestety badania wskazują również na to, że dzieci indygo (ale również kryształowe) są tak dziwne, że często są źle rozumiane i opisywane jako upośledzone, cierpiące na ADD (zaburzenie koncentracji), ADHD czy zaburzenia ze spektrum autyzmu. Z całą pewnością cały system edukacji musi przejść jakąś rewolucyjną wręcz transformację bo dzieci indygo będzie coraz więcej i więcej…
Lista zaburzeń autystycznych może być dużo dłuższa ponieważ dzieci Indygo mają upośledzoną funkcję chelatacji czyli oczyszczania organizmu z metali ciężkich. To dlatego innym dzieciom szczepienia nie szkodzą, a u Indygo powodują regres, serię nieprawidłowości rozwojowych i nietolerancji.
Indygo to typ buntownika albowiem przychodzi on na Ziemię z celem zburzenia starego, zgniłego porządku, obalenia stereotypów i autorytetów, przygotowania gruntu dla nowego, które ma dopiero nadejść. To właśnie kryształowe dzieci zaprojektują to nowe, a tęczowe je zmaterializują. Każda z tych istot ma swoją rolę do spełnienia na Ziemi. Ponieważ jednak indygo są tak bardzo zbuntowane i przychodzą z misją zniszczenia to często dzieci te są postrzegane jako uparte, krnąbrne, niegrzeczne, siejące wokół siebie spustoszenie. Bycie zawsze na NIE to ich styl życia.
Co ciekawe, komputery zdają się być przedłużeniem mózgów dzieci indygo. Są one o wiele lepiej przystosowane do życia zgodnie z parametrami oprogramowania komputerowego. To może być z kolei efektem przemiany człowieka z istoty węglowej w istotę krzemową. Jak wiemy, komputery są właśnie krzemowe. Krzem zaś to dość niesamowity pierwiastek, gdyż przemienia on wszystko wokół siebie w krzem. Oczywiście nie dzieje się to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki tylko trwa całymi latami. Ale biorąc pod uwagę jak wiele czasu obecnie spędzamy przed komputerami i jak wszechobecne stały się one w naszym życiu, to przemiana człowieka węglowego w człowieka krzemowego jest już włąściwie faktem dokonanym. Co ciekawe, podobno życie na innych planetach jest właśnie oparte na krzemie – tak wyczytałam w podręczniku mojego synka. Za moich czasów takich rewelacji nie uczono. Pozostaje nam tylko spekulowanie do czego to wszystko może doprowadzić. Niektórzy widzą tu zagrożenie przejęcia ludzkości przez sztuczną inteligencję.
Nasza podróż
Wiem jak to jest być matką najgorszego dziecka w całej szkole. Dosłownie, bo kiedyś dyrektorka szkoły mojego syna przez pomyłkę wysłała do mnie maila, którego napisała do kogoś innego, a w nim szczerze wyraziła to, czego nigdy mi nie powiedziała w oczy.
Wiem jak to jest być ocenianą, pouczaną i komentowaną na wszelkie możliwe sposoby. Kiedyś sąsiadka zapytała mnie, co jest dla mnie najtrudniejsze w życiu z autystycznym dzieckiem. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale odpowiedź znałam od razu – ludzie. Oni zawsze się gapią, zawsze przewracają oczami, wiecznie robią głupie miny, zawsze mają coś złośliwego do powiedzenia. Albo te ich rady: Jakby porządny wpierdziel dostał to by wyzdrowiał. Takie są skutki bezstresowego wychowania…
Wiem jak to jest być jedyną osobą nigdy nie zapraszaną na żadne przyjęcia urodzinowe dla dzieci… bo mój syn nie ma kolegów. Wiem też jak to jest być całkowicie wykluczoną społecznie, bo inne mamy wolą wypić kawę z kimś, kto również ma normalne dziecko. Tak, ponieważ nasz syn jest autystyczny to również my nie mamy przyjaciół. Czasami ktoś się w naszym życiu pojawi, ale na krótko… prędzej czy później zawsze się okazuje, że jednak nie akceptuje tej części naszego życia.
Wszelkie terapie dla dzieci autystycznych nastawione są na dostosowanie takiego dziecka do systemu. Ale te dzieci są spoza systemu! Kiedy przypomniałam sobie, jak w dzieciństwie łamano mój charakter i wolną wolę, jak tresowano mnie na grzeczną i uległą dziewczynkę, która w przyszłości miała zostać posłuszną żoną, oddaną obywatelką i żetelnie pracującym trybikiem w systemie korporacji, zrozumiałam że nie chcę tego samego dla mojego dziecka. Przestałam szukać winnych za ten stan rzeczy, przestałam obwiniać samą siebie i zarywać noce na poszukiwanie odpowiedzi, dlaczego właśnie mnie to spotkało. Latami szukałam cudownego lekarstwa na autyzm i nagle olśniło mnie… ja wcale nie chcę żeby mój syn był NORMALNY, ZWYCZAJNY, NEUROTYPOWY, POSŁUSZNY I NIJAKI. Nie chcę żeby recytował z pamięci durne wierszyki na apelach. Nie chcę żeby robił coś, tylko po to aby sprostać czyimś oczekiwaniom. Czy ja zatem w ogóle chcę żeby on wyzdrowiał? Czy ja w ogóle uważam, że coś mu dolega? Szczerze mówiąc to świat neurotypowych zawsze był dla mnie upośledzony, nie ja sama. I również teraz, kiedy patrzę, jak mój syn bez oporów i bez skrępowania potrafi przytulić obcą osobę na ulicy czy zainicjować kontakt z nieznanymi dziećmi na placu zabaw to nie potrafię zrozumieć zawsze chłodnej, zdystansowanej, często nawet opryskliwej, odpychającej i agresywnej reakcji neurotypowych. Zdecydowanie tak nie wygląda normalność. Dlatego wolę być nienormalna w świecie, który stoi na głowie. I nie chcę już za wszelką cenę uleczyć mojego syna. To nie on potrzebuje uzdrowienia…
Co więcej, dziś wiem, że tylko dzięki mojemu gwiezdnemu dziecku dokonałam skoku w duchowej ewolucji i jestem tym, kim jestem dziś. Zdecydowanie nie mam z nim łatwego życia, ale przebudzenie nie idzie w parze z komfortem, więc choć lekcja jest bolesna to z całego serca ją doceniam, jestem za nią wdzięczna i za nią dziękuję.
Antoine de Saint Exupery w zakończeniu „Małego Księcia” prosił, aby dać mu znać jeśli ów powróci na Ziemię. Panie Exupery, wielka szkoda, że Pan nie doczekał. Mały Książę powrócił i tym razem jest nas wiele! Cała armia gwiezdnych dzieci!