Filmowy eksperyment polskiego reżysera. Obraz ożywa na ekranie!

Rewolucja w kinie, rewolucja w sztuce, rewolucja w myśleniu – i to nie tylko dla koneserów malarstwa, ale też dla wielbicieli komputerowych tricków w stylu “Avatara” i “Incepcji” oraz zagadek kryminalnych rodem z “Kodu Leonarda da Vinci”!
Do tej pory na coś podobnego i z takim rezultatem porwał się tylko jeden człowiek – Peter Greenaway w filmie “Straż nocna” – który uwięził wszystkich swoich filmowych bohaterów w obrazie Rembrandta. Lech Majewski dokonuje zabiegu odwrotnego – uwalnia postaci uwięzione na obrazie Pietera Bruegla Starszego. Do tego stopnia, że widz może sam poczuć się jak jedna z postaci na obrazie niderlandzkiego malarza – mieszkaniec uciskanej politycznie i religijnie przez Hiszpanów XVI-wiecznej Flandrii, niemy świadek Męki Chrystusa.
Pobije “Avatara”, “Incepcję” i Dana Browna?
Porównanie “Avatara” albo “Incepcji”, do polsko-szwedzkiej produkcji wydaje się zaskakujące, ale “Młyn i Krzyż” doskonale wpisuje się w nurt wizjonerskiego kina. Na amerykańskim Festiwalu Filmowym Sundance został zresztą pokazany w sekcji “Nowe granice” (“New Frontier. Wykorzystano w nim technologię CGI – obrazu generowanego komputerowo, stosowaną m.in. w “Labiryncie Fauna” i “Avatarze” – oraz przestrzeni 3D.
Malarstwo Bruegla pełne ukrytych znaczeń przypomina misternie utkaną pajęczynę, w którą próbuje się złapać widza – mówi reżyser Lech Majewski. – Dla mnie oglądanie dawnego malarstwa, szukanie i odkrywanie znaczeń, chodzenie tym śladem ma w sobie coś z pracy detektywa. Niejeden zarobił na tym ogromne pieniądze jak Dan Brown (autor bestselleru “Kod Leonarda da Vinci”), który podszedł do tego w sposób bardzo uproszczony, ale skuteczny. (…) Wydaje mi się, że on zrobił dobrą robotę, intrygując ludzi, wciągając ich w ten świat.
Zamiast Dody – “Znajdź mi Bruegla!”
Praca nad “Młynem i krzyżem” zajęła ekipie aż trzy lata. Zdjęcia kręcono w czterech krajach: w Polsce, Czechach, Austrii i Nowej Zelandii. W filmie zagrali: Rutger Hauer (“Blade Runner”, “Batman.Początek”, i wchodzący właśnie do kin “Rytuał”), Michael York (“Trzej Muszkieterowie”, “Opowieść wigilijna”), i Charlotte Rampling (“Nocny portier”, “Werdykt”).
Wszystkie castingi dla statystów, grających role wieśniaków z XVI wieku, organizowano w Polsce. Dobór obsady trwał dwa miesiące – zdradza Dorota Lis, druga reżyserka “Młyna i krzyża”, a prywatnie żona Majewskiego. – Z około tysiąca osób, które zgłosiły się z ogłoszeń w parafiach czy urzędach gminy, wybrano około dwustu. Nie było wśród nich dziewczyny o urodzie Dody ani Miss Polonii, ale osoby o charakterystycznym wyglądzie. Niegdyś na reżyserii łódzkiej filmówki istniało nawet powiedzenie: “Znajdź mi Bruegla!”.
Filmowa opowieść zrodzona z fascynacji Brueglem
Majewski – jak sam przyznaje – jest zafascynowany Brueglem “od szczenięcych lat”. Wiele godzin spędził w wiedeńskim Kunsthistorisches Museum w Sali 10. studiując jego obraz “Droga na Kalwarię”. Pomysł na sfilmowanie 12 bohaterów arcydzieła podsunął Majewskiemu kilka lat temu historyk sztuki Michael Gibson, autor książki o tym dziele Bruegla.
Gibson chciał, by to był film dokumentalny. Nie robię dokumentów, więc powiedziałem, żeby nakręcić fabułę – relacjonuje Majewski. – On się złapał za głowę, powiedział: “Chyba oszalałeś, Lechu. Nie da się zrobić fabuły, to niemożliwe!”. Na co ja odparłem: “Właśnie dlatego, że nie jest to możliwe, to najlepszy powód, żeby to zrobić”.
Tagi: film, kino, Młyn i krzyż