Przygody Alicji w lustrzanej antymaterii. Kiedy skutek poprzedza przyczynę…


Alicja po drugiej stronie lustra, fizyka kwantowa, Alicja w Krainie Czarów, Lewis Carroll

„Alicja po drugiej stronie lustra” to podobnie jak „Alicja w Krainie Czarów” książka z zakresu fizyki kwantowej, co postaram się wam dzisiaj wykazać. Ale nie tylko. Tym razem zostawimy już w spokoju czarne dziury (na tyle, na ile to możliwe) i przyjrzymy się bliżej lustru, przez które Alicja dostała się do lustrzanego domu… Okazuje się bowiem, że odnajdujemy tu mnóstwo analogii do transerfingu Vadima Zelanda, czyli techniki zarządzania rzeczywistością. Sam Zeland zresztą jawnie potwierdza moje odkrycia, przedstawione we wcześniejszym filmie na temat Alicji:

“Alicja w Krainie Czarów” Carrolla to super książka. Ładnie ryje mózg. U jakiegoś pisarza, zdaje się u Ray Bradbury, pojawiła się myśl, że jest to książka dla czwartego wymiaru czy o czwartym wymiarze. Ale myśl całkiem interesująca. W tym sensie, że rzeczy które wydają się nam niezrozumiałe i głupie w naszym świecie, w innym wymiarze są całkiem racjonalne i jasne. Może tak właśnie myślą niektórzy chorzy psychicznie. (Transerfing, tom. 7, Forum snów, Vadim Zeland)

Może więc chorzy psychicznie wcale nie są chorzy, tylko pochodzą z innych wymiarów i gubią się w naszej rzeczywistości, którą sami postrzegają na opak. Poruszanie się w świecie, który widzimy do góry nogami byłoby dla każdego dość trudne, ale z czasem mózg potrafi się przystosować. Zresztą każdy z nas tego doświadczył, gdyż każdy noworodek przez kilka dni lub nawet tygodni widzi świat w ten sposób, zanim jego mózg nauczy się odwracać obraz w jego główce. Badania naukowe potwierdzają jednak, że jeśli dodatkowo obrócimy ten obraz, jak gdyby był on lustrzanym odbiciem, nasz mózg jest całkowicie bezbronny. O czym zresztą przekonała się sama Alicja, próbując iść w stronę wzgórza, a ciągle wracając w stronę domu.

Co ciekawe, również osoby z autyzmem często mają problem z lustrzanymi odbiciami, jakby widziały wszystko odwrotnie np. często nie rozróżniają prawo od lewo, piszą litery i liczby jaby widziały je w lustrze, lubią oglądać telewizję nie patrząc wprost na ekran tylko na jego odbicie w szybie. Kto wie, może pochodzą już z czwartego wymiaru i stąd ich trudności. Nie bez powodu mówi się, że to dzieci nowej ery, które będą uczyły nas odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Sama kiedyś poległam podczas szkolenia na prostym ćwiczeniu, które miało pokazać jak widzą świat osoby z autyzmem. Polegało ono na odwzorowywaniu prostych rysunków, ale bez patrzenia na kartkę papieru, tylko na odbicie w stojącym naprzeciwko lustrze. Poległam o tyle sromotnie, że już po chwili zgubiłam kartkę papieru i nie umiałam na nią powrócić, greźdając bezładnie po stole naokoło kartki. Nie wykluczone kochani, że niebawem wszyscy tego doświadczymy, jeśli faktycznie przejdziemy do czwartego wymiaru… i to dopiero będzie jazda bez trzymanki. Możecie już potrenować, przykładowo czytając książki do góry nogami, a potem jeszcze dodatkowo w odbiciu w lustrze 🙂

Zasada lustra Vadima Zelanda i lot duszy w przestrzeni wariantów

Pierwsze, co mi przyszło na myśl w związku z lustrzaną przygodą Alicji to zasada lustra Vadima Zelanda. Mało odkrywcze, jako że sam Zeland w tomie VII (Forum snów) wprost posługuje się postacią Alicji i poświęca jej cały rozdział. O zasadzie lustra wspominałam już w filmie na temat transerfingu (do obejrzenia tutaj). Teraz ją nieco bardziej rozwinę. Świat jest Twoim lustrzanym odbiciem. To właśnie miał na myśli Hermes Trismegistos, mówiąc: Jak na dole, tak na górze. Jak na górze, tak na dole. Również Jaskinia Platona odnosi się do tej zasady. To, co dzieje się w świecie fizycznym jest zaledwie odbiciem twoich myśli i uczuć. Tutaj pojawia się problem, jak odróżnić siebie od odbicia w lustrze. Wbrew pozorom nie jest to wcale łatwe. Pomaga w tym bardzo odpowiedź na proste (przynajmniej teoretycznie) pytanie: kim jesteś, a kim nie jesteś? Ciekawe, że Alicja w Krainie Czarów nieustannie zadawała sobie to pytanie. Problem powraca znów w drugiej części książki, kiedy Alicja trafia do lasu, w którym nic nie ma swojej nazwy.

– Jak się nazywasz? – spytał w końcu. Jak słodki i miły był jego głos!
“Sama chciałabym to wiedzieć” – pomyślała biedna Alicja. Odpowiedziała raczej smutno:
– Teraz wcale się nie nazywam.
Zastanów się – powiedziało zwierzątko – bo to żadna odpowiedź.
Alicja zastanowiła się, ale nic z tego nie wyszło.
– Czy mógłbyś mi powiedzieć, proszę, jak TY się nazywasz? – spytała nieśmiało. – Myślę, że to mogłoby mi pomóc.
Powiem ci, jak pójdziemy kawałek dalej – powiedział Jelonek. – Tu mi się nie przypomni
(…).
– Jestem Jelonek – zawołał uszczęśliwionym głosem – a ty, o Boże! ty jesteś ludzkim dzieckiem! – W jego ślicznych brązowych oczach rozbłysnął lęk i już po chwili uciekał z całych sił (…).
– Przynajmniej znam teraz swoje imię – powiedziała. – Jest to JAKAŚ pociecha. Alicja… Alicja… już nigdy cię nie zapomnę.

Nie jesteś swoim imieniem i nazwiskiem. Nie jesteś zawodem, jaki wykonujesz. Nie jesteś zbiorem cech fizycznych, które cię charakteryzują. Skoro świat jest twoim odbiciem, to twoje ciało, twoje hobby, twoja profesja, twoje myśli i uczucia, które kreują twoją rzeczywistość i wszystko inne, co można o tobie powiedzieć… to również twoje odbicie. Wszystko, na co możemy spojrzeć z zewnątrz to nie ty, to twoje odbicie. Podpowiedziałam ci, kim nie jesteś. Odpowiedź na pytanie kim jesteś, musisz niestety odnaleźć sam…

Odpowiedz sobie teraz na inne pytanie: czy to ty kierujesz swoimi myślami, czy to świat nimi kieruje? Myśli i uczucia wywierają wpływ na świat, ale jeśli utożsamiasz się ze swoim odbiciem, to świat także wpływa na twoje myśli i uczucia. Kiedy zauważysz, że nie jesteś swoim odbiciem, wtedy twoje myśli i uczucia stają się narzędziami twojego świadomego wpływu na świat. Kiedy wpadasz w pułapkę lustrzanej iluzji, wtedy świat rządzi tobą. Kiedy masz świadomość, że jesteś czymś więcej niż to, co manifestuje się w twoim świecie – wtedy możesz kierować swoim światem!

Odbicie w lustrze pojawia się jednak z pewnym opóźnieniem. A ty, zniechęcony niepowodzeniami w życiu (czyli w odbiciu ciebie), zaczynasz się złościć: To nie tak miało być! i tym sposobem tworzysz obraz, którego wcale nie chcesz widzieć. Dlatego potrzebujesz więcej cierpliwości i systematyczności w utrwalaniu swojego obrazu. Aby zobaczyć swój świat takim, jakim chcesz go widzieć, musisz posiadać obraz, który chcesz, żeby pojawił się w świecie oraz połączenie ze światem, czyli ten rodzaj relacji, dzięki któremu świat reaguje na twój obraz. Aby poprawić swoje relacje ze światem należy podnieść swoją energetykę, co przełoży się z kolei na lepszą intuicję, zaufanie do własnej intuicji i otwartość na sygnały od świata.

Vadim Zeland w tomie VII (Forum snów) wprost posługuje się cytatem z Alicji po drugiej stronie lustra aby wyjaśnić pochodzenie transerfingu.

Oto skąd się wziął transerfing:
“Alicja czym prędzej obejrzała sie i patrzy, a to Czerwona Królowa:
– Ale urosła – to było jej pierwsze spostrzeżenie. Bo rzeczywiście: kiedy Alicja pierwszy raz ją ujrzała w popiele, miała raptem trzy cale wzrostu, a teraz okazała się nawet wyższa o pół głowy od Alicji!
– To od świeżego powietrza – wyjaśniła Róża. – Mamy tu cudowne powietrze.
– Chyba wyjdę jej naprzeciw! – rzekła Alicja, bo chociaż kwiaty były dość interesujące, sądziła, że o wiele wspanialej będzie porozmawiać z prawdziwą Królową.
– To ci się nie uda – stwierdziła Róża. – Radziłabym ci pójść w odwrotnym kierunku.
Alicji wydało się to bez sensu, więc nie odpowiadając, ruszyła wprost ku Czerwonej Królowej. Ku swemu zaskoczeniu już po chwili straciła ją z oczu i okazało się, że znowu wchodzi drzwiami od frontu.
Nieco zirytowana cofnęła się i porozglądawszy się wszędzie za Królową, którą wreszcie zdołała wypatrzyć z dużej odległości, pomyślała, że tym razem spróbuje iść w odwrotnym kierunku.
Udało się znakomicie. Szła krócej niż minutę i stanęła nos w nos z Czerwoną Królową, jak również z pagórkiem, do którego usiłowała tak długo trafić.”
(Transerfing, tom. 7, Forum snów, Vadim Zeland)

Czy zatem pędzenie Alicji za rękę z Czarną Królową (w anglojęzycznym oryginale była ona Czerwona) to tak naprawdę lot duszy w przestrzeni wariantów? Według Zelanda, świat jest dualnym zwierciadłem bez krawędzi. Po jednej stronie mamy wszechświat materialny. Po drugiej, metafizyczną przestrzeń nieskończenie wielu wariantów zdarzeń czyli informacyjną strukturę z wszelkimi możliwymi wariantami wydarzeń. Ponieważ jest tam wszystko, co było, co jest i co będzie, to właśnie stąd czerpią swoją wiedzę wszelkiego rodzaju jasnowidzowie. Przy czym świat metafizyczny jest tak samo rzeczywisty, jak świat materialny. Nie możesz dotknąć przestrzeni wariantów, ale jednocześnie wędrujesz tam każdej nocy. Albowiem twoje sny to nie są zwykłe iluzje. To rzeczywiste wydarzenia, które mogłyby miec miejsce w przeszłości lub w przyszłości. Jeśli założymy, że wszystko co świadome w naszej psychice to umysł, a to co nieświadome to dusza, to nasze sny są niczym innym jak lotem duszy w przestrzeni wariantów.

Zazwyczaj śniący nie uświadamia sobie, że śni i zdarzenia rozwijają się niezależnie od woli naszego umysłu. Ale kiedy śniący uświadomi sobie, że śni, wówczas może kierować zdarzeniami przy pomocy siły swojego zamiaru i nawet wzbić się w niebo i latać.

– On teraz o czymś śni – stwierdził Twidlitu – a ty zgadnij: co mu się śni?
Alicja powiedziała:
– Nikt nie może tego zgadnąć.
– A właśnie, że śni o TOBIE! wykrzyknął Twidlitu, triumfalnie klaszcząc w dłonie. – A jak przestanie ciebie śnić, to jak sądzisz, gdzie wtedy będziesz?
– Oczywiście będę tam, gdzie jestem – powiedziała Alicja.
– Wcale nie! – Gwałtownie zaprotestował Twidlitu. – Nie będzie cię w ogóle. Bo ty jesteś częścią jego snu.
– I jeśli Król sie obudzi – dodał Twidlitam – znikniesz, fiuuu! Jak zdmuchnięty płomień świecy!
– Nie zniknę! – zawołała oburzona Alicja. – A poza tym, jeśli ja jestem tylko cząstką jego snu, to chciałabym wiedzieć, czym wy jesteście.
– Tym samym – odrzekł Twidlitam.

– Dokładnie tym samym – zawołał Twidlitu.
Krzyknął tak głośno, że Alicja nie mogła się powstrzymać i powiedziała:
– Ciii! Boję się, że go obudzisz, jak narobisz tyle hałasu.
– Twoja uwaga o budzeniu go jest BEZ SENSU – rzekł Twidlitam – skoro jesteś tylko częścią jego snu. Dobrze wiesz, że nie jesteś prawdziwa.
– JA JESTEM prawdziwa! – powiedziała Alicja i rozpłakała się.
– Płacząc, wcale nie staniesz się ani trochę bardziej prawdziwa – zauważył Twidlitu – więc nie ma powodu płakać.
– Gdybym nie była prawdziwa – mówiła Alicja przez łzy, bo to wszystko zaczęło wydawać się jej bardzo śmieszne – to nie mogłabym płakać.
– Mam nadzieję, że nie wierzysz w to, że twoje łzy są prawdziwe – przerwał jej Twidlitam pogardliwym tonem.

Na sam koniec książki Alicja znowu powróci do tematu i zapyta swojego kotka:

– A teraz, Kociu, zastanów się, czyj to był właściwie sen. To poważne pytanie (…). Bo widzisz, Kociu, ten sen był na pewno albo mój, albo Czarnego Króla. On, oczywiście, był częścią mojego snu, ale w takim razie ja też byłam w jego śnie! Czy to był sen Czarnego Króla, Kociu? Byłeś jego żoną, malutki, więc powinieneś to wiedzieć… Och, Kociu, POMÓŻ mi to rozwikłać!

A ty jak myślisz? Czyj to był sen? I na koniec jeszcze cytat z “Forum snów” Zelanda, żeby już rozwiać wszelkie wątpliwości…

“Życie moje, czyś mi się przyśniło?”
“Czy chłopiec istniał?” – zada pytanie Czytelnik, dostrzegłszy tytuł książki “Forum snów”. A może wszystko to się komuś przyśniło, przywidziało? To prawda, przyśniło się.
I ten ktoś już sobie siebie uświadomił. I przebudził się we śnie. I jego sen stał się świadomym. I wszystko się zmieniło…
I nastała nowa era…

Na koniec tego wątku, chciałabym jeszcze zauważyć, że to wszystko do złudzenia przypomina nauczanie Azteków na temat kreowania naszego życia w czasie snu. Nagrałam o tym oddzielny film, więc nie będę w tym miejscu rozwijała tematu. Zainteresowani mogą zajrzeć tutaj.

Problem pomiaru i kwantowa superpozycja

Według teorii kwantowej, możliwe jest realizowanie wielu scenariuszy równocześnie… ale tylko do momentu wykonania pomiaru! Przypomina to teorię równolegle rozgrywających się wariantów rzeczywistości Vadima Zelanda. Dzieło Lewisa Carrolla zawiera jednak o wiele więcej odniesień do fizyki kwantowej.

Kiedy na szybę pada strumień światła, to część tego strumienia przejdzie przez szybę, a część zostanie odbita lub pochłonięta. Ale skoro wszystkie fotony są identyczne to co decyduje o tym, jak zachowa się konkretny foton? Otóż foton zachowuje się w sposób zupełnie nieprzewidywalny i losowy, a sam proces padania na szkło w żaden sposób go nie determinuje.

Ale jeśli zastosujemy układ szkiełek i luster, dzięki czemu najpierw podzielimy wiązkę światła na pół na kawałku szkła, a następnie na drodze dwóch powstałych wiązek postawimy lustra, które pokierują owe wiązki na kolejne szkiełko, a na końcu umieścimy dwa detektory mierzące natężenie światła, to zaobserwujemy coś dziwnego. Detektory wcale nie zarejestrują po połowie natężenia padającej wiązki, albowiem obie wiązki są przecież falami i po ponownym nałożeniu na drugim szkiełku będą ze sobą interferować (czyli się wzajemnie wzmacniać lub wygaszać).

Co więcej, to samo stanie się jeśli zamiast wiązki światła wpuścimy do układu szkieł i luster (czyli interferometru) tylko jeden foton, który przecież nie może się podzielić na dwa bo jest niepodzielny i nie może interferować sam ze sobą. Foton zachowuje się tak, jakby podróżował dwiema drogami równocześnie. Jeśli znów użyjemy detektorów (tym razem umiejscowionych tuż za pierwszą płytką), aby sprawdzić czy foton oby na pewno się nie rozdwoi, to zawsze kliknie tylko jeden z nich, nigdy oba. Zupełnie jakby foton zarejestrował fakt, że jest obserwowany! Ale kiedy nikt nie patrzy, foton znów zachowuje się jakby podróżował obiema drogami naraz. Czyli to sam akt pomiaru sprawia, że foton jest TU albo TAM. Przed pomiarem położenie fotonu nie jest wcale dobrze określone. Kiedy foton podróżuje jednocześnie górną i dolną drogą to mamy stan superponowany czy też kwantową superpozycję dwóch, wykluczających się alternatyw.

I fotony nie są wcale tu wyjątkiem! Identycznie będą się zachowywać wszystkie inne cząstki, każdy jeden elektron, proton czy neutron, z których jesteśmy zbudowani. One również znajdują się w nieskończenie wielu miejscach naraz. Cząstki te są jakby rozmyte w przestrzeni, dopóki ich położenie nie zostanie zmierzone. A oto i krótki fragment ze spotkania Alicji z Czarną Królową:

– Kiedy ty będziesz sobie odpoczywać – powiedziała Królowa – ja zdejmę miarę.
Wyjęła z kieszeni taśmę krawiecką z zaznaczonymi calami i zaczęła mierzyć ziemię, wtykając tu i ówdzie małe kołki.
– Jak się skończą dwa jardy – mówiła, umieszczając w ziemi mały kołek – powiem ci, co masz robić. (…) Jak się skończą TRZY jardy, powtórzę ci wszystkie wskazówki, na wypadek, gdybyś zapomniała, co masz robić. A jak się skończą CZTERY, powiem ci „do widzenia”. Jak się skończy PIĄTY, to sobie pójdę!

Einstein zwykł ten paradoks związany z problemem pomiaru kwitować słowami: Księżyc nie istnieje tylko dlatego, że patrzy na niego mysz. Ale czy faktycznie tak jest?

– A wiesz, że ja też zawsze myślałam, że Jednorożce to stworzenia, które istnieją tylko w bajkach! Nigdy w życiu żadnego nie widziałam!
– No to teraz już się ZOBACZYLIŚMY – powiedział Jednorożec. – Jeśli ty uwierzysz we mnie, to ja uwierzę w ciebie. Czy to uczciwa transakcja?

Problem pomiaru stawia nas przed pytaniem, w którym momencie przestaje obowiązywać zachowanie kwantowe, dopuszczające występowanie wszystkich stanów równocześnie, i można dokonać jednoznacznych obserwacji. Są rozmaite „rozwiązania” problemu pomiaru, ale żadne z nich nie zostało powszechnie przyjęte i uznane przez naukę.

To świadomy umysł panuje nad materią? Wszystko dzieje się w umyśle. Opis stanów fizycznych za pomocą amplitud i superpozycja tych amplitud, kiedy jest więcej niż jeden możliwy stan, wszystkie te prawa, które rządzą układami kwantowymi, stosują się do każdej materialnej rzeczy na świecie. Takiej superpozycji nie doświadcza świadomy umysł. Świat fizyczny rządzony jest na każdym etapie przez zachowanie kwantowe i jakikolwiek czysto materialny układ, duży czy mały, zawsze opisany będzie kombinacją stanów i zawsze występować będzie amplituda dla wszystkiego, co może lub mogło się wydarzyć. Wybór dokonywany jest tylko wtedy, gdy sytuacja staje się przedmiotem uwagi świadomego umysłu. Dzieje się tak dlatego, że umysł jest czymś znajdującym się poza lub – w naszym przypadku – ponad prawami świata kwantowego. Nie mamy obowiązku robienia wszystkiego, co może być zrobione; wolno nam dokonywać wyboru. Kiedy coś obserwujemy, ta rzecz jest obserwowana; wie ona o tym, że ją obserwowaliśmy, Wszechświat wie o tym, że ją obserwowaliśmy, i od tego czasu pozostaje już ona w stanie, w którym ją zaobserwowaliśmy. To właśnie nasz akt obserwacji nadaje światu jednoznacznie określoną formę. Nie musimy mieć możliwości wybierania tego, co zobaczymy, ale wszystko, cokolwiek zaobserwujemy, staje się z tą chwilą jednoznacznie rzeczywiste. Cały świat materialny jest rządzony przez prawa mechaniki kwantowej, ale umysł ludzki wykracza poza świat materialny i nie ma jego ograniczeń. Jesteśmy zdolni do widzenia rzeczy w sposób jednoznaczny. Nie możemy wybierać tego, co zobaczymy, ale to, co widzimy, staje się rzeczywistością w świecie materialnym, przynajmniej wtedy, kiedy na to patrzymy. Gdy przestaniemy obserwować, wtedy, oczywiście, świat może ponownie wejść w swój charakterystyczny zbiór stanów mieszanych.

Nie ma najmniejszego znaczenia, czy obserwatorem jest żywa i świadoma istota, czy jest to tylko detektor. Wynik pomiaru w ogóle od tego nie zależy. Z twierdzeniem tym nie ma najmniejszego sensu polemizować, gdyż zostało ono potwierdzone solidnymi dowodami i wieloma eksperymentami. Naukowcy triumfalnie uznali to za dowód, że nie jest prawdą jakoby świadomy umysł mógł panować nad materią i kreować rzeczywistość, gdyż potrafi to nawet zwykły detektor. Moim zdaniem to jednak bardziej skomplikowane i – jak to często bywa – rację mają wszyscy po trochu i wszyscy trochę się mylą. Wybrany wariant rzeczywistości materializuje się w momencie dokonania pomiaru przez detektor lub skierowania na niego uwagi obserwatora. Jeśli jednak założymy, że to nie nasz świadomy umysł ma tutaj moc sprawczą, a nasze ludzkie oczy, które pełnią funkcję detektorów? To wyjaśniałoby, dlaczego symbol oka jest tak eksponowany w kręgach masońskich i illuminati. To wyjaśniałoby też, dlaczego Bóg (czy też zarządca tego Matrixa) również jest przedstawiany jako wszystkowidzące oko. Oko oczywiście jest wszystkowidzące bo musi najpierw zobaczyć rzeczywistość, którą stwarza. Zatem wszystko, co stworzone, musiało być najpierw przez nie zobaczone.

To z kolei stawiałoby pod znakiem zapytania filozofię związaną z prawem przyciągania. Bo jeśli sprawczość wynika z faktu skierowania uwagi na dany element, ale obserwator nie musi być wcale świadomą istotą, to oznacza że byle lustro (czy to będzie prawdziwe lustro, czy tylko lustro wody, byle by odbijało obraz), ale też soczewka (równie dobrze soczewka naszego oka jak i soczewka wykonana przez optyka) czy nawet najzwyklejsze w świecie szkło, może również kryształ… każdy z tych elementów może kształtować naszą rzeczywistość! Ciekawe, że Carroll postawił w swojej książce właśnie na lustro, a nie na inny rodzaj „szkła”, mianowicie obiektyw, z którym znał się bardzo dobrze, jako że pasjonował się również fotografią. Soczewka może być uważana w pewnym sensie za antytezę lustra, ponieważ światło przechodzi przez soczewkę i wyłania się po drugiej stronie „zagięte” (następuje jego załamanie czyli refrakcja). A w przypadku lustra następuje z kolei odbicie. Dzięki refrakcji obiekt znajdujący się po jednej stronie soczewki, pojawia się do góry nogami po jej drugiej stronie. Tak, zgadza się. Nasze oczy widzą świat do góry nogami. Dopiero nasz mózg przetwarza ten obraz, obraca go o 180 stopni i pozwala nam widzieć rzeczywistość taką, jaką jest.

A może wszyscy jesteśmy obywatelami wielu światów? Fotony, elektrony, neutrony, protony, czy jakiekolwiek inne cząstki, jeśli nie są obserwowane to zachowują się, jakby były w wielu miejscach naraz. Każdy dowolny obiekt kwantowy, jeśli nie jest obserwowany, a mógłby ewoluować na kilka możliwych sposobów, to zrealizuje on je wszystkie równocześnie. W większości realnych sytuacji, każda cząstka jest nie tylko w dwóch, lecz w nieskończenie wielu miejscach jednocześnie, jakby rozmyta w przestrzeni.

Według poprzedniej hipotezy, reguły kwantowe stosują się do całego świata z wyjątkiem umysłów ludzi. Według tej hipotezy stosują się one do całego świata i wszystkiego co istnieje. Nie ma żadnego ograniczenia zasady superpozycji stanów. Jeśli obserwator patrzy na superpozycję stanów kwantowych, to należy oczekiwać, że on lub ona widzą wszystkie efekty właściwe dla występującego zbioru stanów. A oto, co się dzieje: jeden obserwator widzi wszystkie wyniki albo, mówiąc inaczej, obserwator również znajduje się w superpozycji różnych stanów, przy czym każdy stan obserwatora widział wynik odpowiadający jednemu ze stanów z początkowej mieszaniny stanów. Po prostu każdy ze stanów układu zostaje rozszerzony – opisuje również obserwatora w akcie patrzenia na ten konkretny stan. To trochę inaczej, niż nam się wydawało, ale wynika to stąd, że różne stany obserwatora nie wiedzą o sobie nawzajem. Gdy elektron przechodzi przez ekran z dwiema szczelinami, może przejść przez szczelinę po lewej lub po prawej stronie. Jest kwestią przypadku, którą sytuację zaobserwujecie. Możecie zobaczyć, że elektron przedostał się po lewej stronie, ale inne wasze ja będzie widziało elektron przechodzący z prawej. W momencie kiedy obserwujecie elektron, rozdzielacie się na dwie wersje samych siebie, z których każda rejestruje jeden z możliwych wyników. Jeśli te dwie wersje nigdy więcej się nie spotkają, to każda z nich pozostanie w całkowitej nieświadomości co do istnienia drugiej. Świat rozszczepił się na dwa światy z nieznacznie różniącymi się wariantami waszego ja. Oczywiście, ponieważ te dwie odmiany waszego ja będą później rozmawiać z innymi ludźmi, również dla nich potrzebujecie odmiennych wersji. W efekcie cały Wszechświat ulega rozszczepieniu. W tym przypadku na dwie części, ale gdy obserwacje będą bardziej złożone, rozszczepi się na więcej wersji.

Kwantowy kot z Cheshire

W kwantowym świecie możliwe są zjawiska sprzeczne z codziennym doświadczeniem, jak w przypadku sławnego kota Schroedingera. Ten eksperyment myślowy ilustruje właśnie kwantowy fenomen zwany superpozycją – jednoczesne pozostawanie obiektu w dwóch wykluczających się wzajemnie stanach. Mianowicie Schrödinger wymyślił urządzenie oddziałujące na hipotetycznego kota zamkniętego w pojemniku z trucizną (np. z trującym gazem). Do pojemnika wkłada się żywego kota, źródło promieniotwórcze w postaci jednego nietrwałego atomu oraz detektor promieniowania, który w chwili wykrycia cząstki uwalnia trujący gaz. Do momentu otwarcia pojemnika kot jest jednocześnie martwy i żywy. Znajduje się on równocześnie w każdym z możliwych stanów (tzw. superpozycji). Dopiero otwarcie pojemnika i sprawdzenie jego zawartości redukuje układ do jednego stanu – następuje załamanie funkcji falowej kota, i dopiero w momencie poczynienia obserwacji kot przyjmuje jeden, konkretny stan. W tym przypadku mamy tylko dwa możliwe stany – kot jest albo martwy, albo żywy. Do momentu przeprowadzenia pomiaru, tzn. stwierdzenia, co dzieje się z kotem, jego stan jest fundamentalnie nieokreślony – kot jest jednocześnie żywy i martwy. Fizycy mówią o superponowanym stanie żywego i martwego kota. Dopiero pomiar rozstrzygnie jego losy. Występowanie superpozycji stanów jest zjawiskiem powszechnym w świecie mikroskopowych obiektów. A to, co fizycy nazywają superpozycją, Zeland przedstawił nam jako przestrzeń wariantów.

Pamiętacie dziwnego i tajemniczego kota z Cheshire z pierwszej części przygód Alicji, który znikając pozostawia po sobie tylko zawieszony w powietrzu uśmiech? Ideę kwantowego Kota z Cheshire po raz pierwszy zaproponował w 2010 r. dr Jeff Tollaksen z Chapman University. To dzięki niemu fizykom z Uniwersytetu Technologicznego w instytucie Laue-Langevin (ILL) w Grenoble (Francja) udało się oddzielić neutron od jednej z jego własności fizycznych – momentu magnetycznego. Sytuacja przypomina zniknięcie Kota z Alicji w Krainie Czarów, po którym został tylko unoszący się w powietrzu uśmiech.

Często widywałam kota bez uśmiechu – pomyślała Alicja – ale uśmiech bez kota! Jest to najbardziej zagadkowa rzecz, jaką widziałam w całym moim życiu!

Naukowcy posłużyli się wiązką neutronów, które oddzielili od ich momentu magnetycznego przepuszczając przez kryształ krzemu, co można porównać do oddzielania pasażerów od ich bagażu na lotnisku, choć nie jest to do końca trafne, gdyż w świecie obiektów niekwantowych nie da się oddzielić wirującej kuli od jej wirowania, czy jadącego samochodu od jego pędu. Tymczasem podczas eksperymentu neutron znajdował się w jednym miejscu, a jego moment magnetyczny w innym. Udało się to stwierdzić korzystając z odpowiednich filtrów i techniki zwanej “post-selekcją”. Czyli z punktu widzenia fizyki kwantowej nie jest wcale niemożliwe żeby kot oddzielił się od swojego uśmiechu i sobie po prostu zniknął, pozostawiając po sobie tylko szeroki, unoszący się ponad drzewami uśmiech.

Czas i równoczesność są iluzją…

Einstein napisał kiedyś, że różnica między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością jest złudzeniem, ale trzeba przyznać, że jest to złudzenie uporczywe. W różnych kręgach duchowych przyjęło się uważać, że przeszłość nie istnieje bo już przeminęła, przyszłość nie istnieje bo jeszcze się nie wydarzyła, istnieje tylko TERAZ, które w dodatku nigdy się nie kończy. I przeróżni nauczyciele duchowi namawiają nas do praktykowania bycia TU I TERAZ. Oczywiście praktyka taka ma swoje dobre strony i nie mam zamiaru nikogo do niej zniechęcać, niemniej jednak chciałam zwrócić waszą uwagę, że również pojęcie TERAZ traci swój sens w kontekście teorii względności. Mogłabym się przykładowo zastanawiać, co teraz robią kosmici na innej planecie. Ale pojęcie równoczesności zależy od ruchu obserwatora. Więc jeśli ich planeta oddala się od nas z pewną prędkością, to dla nich np. papieżem wciąż może być Jan Paweł II. Jeśli zaś ich planeta przybliża się do nas, to na ich chwilę obecną już papież Franciszek może już nie żyć. Co więcej, gdy wokół wspólnego środka ciężkości szybko wirują dwie czarne dziury to mamy do czynienia z silnymi polami grawitacyjnymi zmieniającymi się w czasie i pojęcie TERAZ w takiej sytuacji kompletnie traci sens, gdyż zsynchronizowanie zegarów w pobliżu takich dwóch czarnych dziur jest zwyczajnie niemożliwe. Pojęcia TERAZ oraz RÓWNOCZESNOŚCI to zatem kolejne iluzje, jak zresztą cały czas. W wyniku ruchu z dużą prędkością zegary i wszystkie inne obiekty starzeją się wolniej. Również pole grawitacyjne spowalnia upływ czasu na znajdujących się w nim zegarach. W ramach teorii względności także róznice w pojęciach CZASU i PRZESTRZENI zacierają się, gdyż mamy tu CZASOPRZESTRZEŃ, którą można hiperbolicznie obracać.

– Przypomniało mi to – powiedziała Biała Królowa, spoglądając w dół i nerwowo splatając i rozplatając dłonie – że mieliśmy tu STRASZNĄ burzę w ostatni wtorek… to znaczy w jeden z wtorków ubiegłego tygodnia.
Alicja była bardzo zaskoczona.
– W NASZEJ krainie – zauważyła – mamy tylko jeden dzień tygodnia naraz.
Odezwała się na to Czarna Królowa:
– To bardzo ubogie i wąskie rozwiązanie. My TUTAJ gromadzimy dni i noce w grupach, zazwyczaj po dwa lub trzy, ale zimą zbieramy razem nawet pięć nocy, oczywiście po to, żeby było cieplej.
– Czy pięć nocy razem daje więcej ciepła niż jedna noc? – odważyła się zapytać Alicja.
– Oczywiście: pięć razy więcej.
– Ale według tej zasady powinno być też pięć razy zimniej…
– I jest! – zawołała Czarna Królowa. – Pięć razy cieplej i pięć razy zimniej RÓWNOCZEŚNIE, tak jak ja jestem pięć razy bogatsza niż ty i RÓWNOCZEŚNIE pięć razy od ciebie mądrzejsza!

Ruch jest także względny

Kiedy Galileusz podróżował statkiem, towarzysząca mu papuga zdołała jakoś się wydostać z klatki i fruwała po całej kajucie. Galileusza zaskoczyło, że mimo iż statek poruszał się dość szybko, papuga bez problemu się przemieszczała. Uległ on nawet wrażeniu, że statek stoi w miejscu, mimo iż krajobraz za oknem mknął jak szalony, potwierdzając tym samym, że statek naprawdę musi szybko się przemieszczać. Stąd Galileusz wysnuł wniosek, że ruch absolutny, którego konsekwencje można by w jakikolwiek sposób wykryć, nie istnieje. Nie da się odróżnić, czy to rakieta porusza się ze stałą prędkością, a Ziemia spoczywa, czy też odwrotnie – czy to Ziemia porusza się ze stałą prędkością, a rakieta spoczywa. Zawieszone w pustej przestrzeni kosmicznej jabłko nie zacznie się poruszać bo w pustej przestrzeni żaden kierunek nie jest wyróżniony. Ciało może poruszać się ze stałą prędkością tylko względem pewnego punktu odniesienia. Czyli ruch jest zjawiskiem względnym. Kiedy mówimy, że coś się porusza, to posługujemy się skrótem myślowym. Nie można się poruszać! Można tylko i wyłącznie ruszać się względem czegoś – tak głosi zasada względności Galileusza.

Najdziwniejsze było jednak to, że ani drzewa, ani żadne inne rzeczy dookoła w ogóle się nie przesuwały. Po prostu stały w miejscu. Bez względu na to, jak szybko biegły, niczego nie mijały. „Ciekawa jestem, czy wszystkie te rzeczy biegną razem z nami?” – zastanawiała się biedna, zupełnie zagubiona Alicja.

Ponieważ absolutny ruch jest fikcją, wprowadzono pojęcie inercjalnego układu odniesienia, który porusza się bez przyspieszeń i w którym nie odczuwa się żadnych przeciążeń. Każdy inny układ odniesienia, który porusza się ze stałą prędkością wobec niego, również jest inercjalny. W każdym z nich prawa fizyki są takie same.

Efekt Czerwonej Królowej

Kiedy ktoś się nie rozwija w żaden sposób, mówimy że stoi w miejscu. Problem jednak w tym, że nie da się stać w miejscu, podczas gdy świat galopuje w szalonym tempie do przodu. To oznaczałoby, że stojąc w miejscu nieustannie się cofamy. Więc żeby stać w miejscu trzeba biec. A żeby posuwać się do przodu trzeba biec jeszcze szybciej!

– Jak to? Okazuje się, że przez cały czas byłyśmy pod tym drzewem! Wszystko jest tak samo, jak było!
– Ależ oczywiście – powiedziała Królowa – a czego się spodziewałaś?
– No, w NASZEJ krainie – mówiła Alicja, wciąż trochę zdyszana – jeżeli biegniesz gdzieś szybko i długo, tak jak my, to zwykle dobiegasz gdzieś indziej.
– To jakiś wolny kraj! – odparła Królowa. – Bo widzisz, TUTAJ musisz biec tak szybko, jak tylko potrafisz, żeby zostać w tym samym miejscu. A jak chcesz dostać się w inne miejsce, musisz biec dwa razy szybciej, niż biegłyśmy.

W 1973 r. biolog-ewolucjonista Leigh Van Valen z uniwersytetu w Chicago, opracował hipotezę Czerwonej Królowej, w której założył, że silna konkurencja wymusza stałe zmiany ewolucyjne o charakterze kierunkowym. Jako jeden z przykładów podał „wyścig zbrojeń” pomiędzy drapieżnikami i ich ofiarami: drapieżniki są coraz szybsze i sprawniejsze i lepiej „uzbrojone” dlatego, że ich ofiary są coraz szybsze i sprawniejsze. Zasada Czerwonej Królowej ma swoje zastosowanie nie tylko w wojskowości i biznesie, ale również w codziennym życiu.

Uważam, że hipoteza Czerwonej Królowej jest niezwykle trafna i cenna, ale… nie wydaje mi się żeby to właśnie miał na myśli Lewis Carroll. Jak już pewnie zauważyliście, lubię się nie zgadzać z innymi i wysnuwać jakieś swoje, zupełnie nowe teorie. Otóż według mnie w szaleńczym biegu Królowej i Alicji chodziło o przekroczenie prędkości światła, dzięki czemu skutki wcześniejszych zdarzeń mogą nastąpić przed poprzedzającą je przyczyną. Ortodoksyjna teoria względności dowodzi, że w poruszającym się układzie odniesienia, kolejność niektórych zdarzeń może zostać odwrócona czyli np. cowboy może zostać zastrzelony z łuku przez Indianina zanim ten zdąży wystrzelić strzałę, pod warunkiem że strzała ta będzie poruszała się szybciej od światła (czyli z prędkością nadświetlną). W miejsce Indianina i cowboya możecie sobie wstawić po prostu dwie identyczne cząstki emitujące i pochłaniające nadświetlny obiekt. A oto i fragment z książki, który to potwierdza:

– Marmolada jest pyszna – dodała Królowa.
– Cóż, w każdym razie NA RAZIE nie chcę.
– W żadnym RAZIE nie mogłabyś dostać, gdybyś chciała – oznajmiła Królowa. – Marmoladę z zasady dostajesz wczoraj i jutro, ale dziś NA RAZIE nie.
– Ale w takim razie w końcu musi przyjść takie dziś z marmoladą – zaprotestowała Alicja.
– To niemożliwe. Marmolada jest zawsze innego dnia, a NARAZIE nie ma. A dziś, jak wiesz, nigdy nie przypada innego dnia.
– Nic z tego nie rozumiem – powiedziała Alicja. – Wszystko to jest okropnie poplątane!
– To skutek życia w odwrotną stronę – łągodnie odezwała się Królowa. – Zawsze na początku kręci się w głowie.
– W odwrotną stronę! – powtórzyła Alicja niezmiernie zdziwiona. – Nigdy o czymś takim nie słyszałam!
– …ale za to zyskuje się jedną umiejętność: pamięć działającą w obie strony.
– Jestem pewna, że MOJA działa tylko w jedną stronę: nie pamiętam tego, co dopiero się zdarzy.
– Masz nędzny rodzaj pamięci, która działa tylko wstecz – stwierdziła Królowa.
– A co TY pamiętasz najlepiej? – spytała Alicja, zdobywszy się na odwagę.
– Och, to, co zdarzyło się za dwa tygodnie – beztrosko odparła Królowa. – Na przykład teraz – mówiła, przyklejając sobie na palec spory plaster – Królewskiego Posłańca. Siedzi w więzieniu, bo został ukarany, a proces nie rozpocznie się przed przyszłą środą, no a przestępstwo było na samym końcu.
– A jeśli okaże się, że on go nigdy nie popełni?
– To tym lepiej, prawda? – powiedziała Królowa, obwiązując plaster kawałkiem wstążki.
Alicja poczuła, że nie ma sensu się z TYM spierać.
– Oczywiście, że lepiej – przyznała – ale nie lepiej, że został ukarany.

I jeszcze jeden fragment, gdyby ktoś jeszcze nie był przekonany:

– Och, och, och! – krzyczała Królowa, potrząsając ręką, jakby chciała ją z siebie strącić. – Krew mi leci z palca! Och, och, och! (…)
– Skaleczyłaś się w palec?
– JESZCZE nie – odparła Królowa – ale już wkrótce się skaleczę. Och, och, och!
– A kiedy ma się to stać, twoim zdaniem? – pytała Alicja bardzo bliska śmiechu.
– Jak znowu będę przypinać szal – wyjęczała nieszczęsna Królowa. – I znowu odepnie mi się broszka. Och, och! – Przy tych słowach Królowej broszka się otworzyła, a Królowa chwyciła ją gwałtownie, aby ją zapiąć.
– Uważaj! – zawołała Alicja. – Źle ją chwyciłaś! – I wzięła broszkę, ale było już za późno: szpilka się wysunęła i ukłuła Królową w palec.
– To, widzisz, liczy się jako krew lecąca z palca – zwróciła się z uśmiechem do Alicji. – Teraz już wiesz, jak to się tutaj dzieje.
– Ale dlaczego nie krzyczysz? – zapytała Alicja.
– Cóż, już wykrzyczałam cały krzyk – powiedziała Królowa. – Po co miałabym to robić jeszcze raz?

Na tym nie koniec. Problem powraca, kiedy Alicja próbuje pokroić placek ze śliwkami:

– Ukroiłam już kilka kawałków, ale one ciągle scalają się z powrotem.
– nie wiesz, jak się kroi lustrzane placki – zauważył Jednorożec. – Musisz najpierw rozdać po kawałku, a kroić dopiero potem.
Brzmiało to absurdalnie, ale Alicja posłusznie wstała i obniosła talerz dookoła, a ciasto samo podzieliło się na trzy kawałki.
– I TERAZ je pokrój – powiedział Lew, kiedy wróciła na swoje miejsce z pustym talerzem.

Ruch może nie tylko zmienić kolejność następowania po sobie skutku i przyczyny. Jest również przydatny do przetwarzania informacji. Wiedzą o tym chociażby pszczoły, które – co ciekawe – też mają przecież swoją królową. Kiedy pszczoła odkryje jakieś pole kwiatowe (vel pole szachowe), to po powrocie do ula, za pomocą złożonej kombinacji ruchów i obrotów, jest ona w stanie przekazać innym pszczołom informację o położeniu tego pola. Prędkość i kierunek jej ruchów wskazują na odległość  i położenie tego kwiatowego (vel kwantowego) pola. Inne pszczoły nie tylko umieją taką informację zapamiętać, ale także zrobić z niej użytek. Nie wykluczone zatem, że Czarna Królowa, na wzór królowej pszczół, próbowała przekazać Alicji lokalizację pola szachowego, na które Alicja miała się przemieścić.

To z kolei zwróciło moją uwagę na monarchię w świecie zwierząt czyli w kierunku pszczół i innych osobników, które w swojej populacji mają również królową np. mrówki. Co ciekawe, okazało się, że populacje pszczół i mrówek składają się z genetycznych klonów! A więc są one ze sobą spokrewnione w stu procentach! Przy czym każda mrówka czy pszczoła nie zawaha się poświęcić swoje życie aby ratować własne geny kolportowane w innym organizmie z tego samego roju. Zabawny zbieg okoliczności (jeśli ktoś wierzy w zbiegi okoliczności), gdyż o naszych ludzkich rodach królewskich również krąży wiele teorii spiskowych, jakoby ich członkowie się klonowali. To z kolei może wyjaśniać ich dbałość o zachowanie czystości krwi i wzajemne wspieranie się w drodze do osiągnięcia życiowego sukcesu, podczas kiedy wszystkie inne osobniki ludzkie zdają się ze sobą walczyć i rywalizować.

Przyszła mi do głowy jeszcze jedna szalona myśl. Tak szalona, że waham się czy się nią ze światem dzielić ale zaryzykuję. Teoria ewolucji i biblijne opisy powstania świata nie koniecznie się wzajemnie wykluczają. Ponieważ bakterie, od których zaczęła się cała ewolucja, a która doprowadziła ostatecznie do powstania człowieka, otóż bakterie rozmnażają się przez podział komórki, czyli również niejako się klonują bo materiał genetyczny po podziale komórki w obu organizmach jest całkowicie zgodny. Zatem na początku ewolucji życie mnożyło się przez klonowanie, możemy tak to ująć. I teraz moja szalona reflekcja. Nie chcę powiedzieć, że Bóg jest bakterią. Ale że jest bakteria. Na początku był JEDEN i zaczął się dzielić. W efekcie powstał właśnie cały wszechświat, a każda jedna komórka jest kopią JEDNEGO Boga. A w zasadzie była, bo z czasem gdzieś na drodze ewolucji przeszliśmy na rozmnażanie płciowe i nasze komórki już nie są wierną kopią JEDNEGO. Tym sposobem utraciliśmy naszą niesmiertelność. Ponieważ Bóg był JEDEN i podzielił się na nieskończenie wiele, z których każda była jego kopią, to dzięki temu Bóg był nieśmiertelny. Kosmos zapełniły rzesze jego kopii. Sam kosmos nią zresztą jest. Ponieważ Jego kopie doświadczają różnych zdarzeń, to tak jakby sam JEDEN doświadczał. Dlatego jest wszystkowiedzący i wszystkowidzący. Biblijna opowieść o tym, jak Ewa skusiła Adama jabłkiem, w rzeczywistości może być metaforą przejścia na rozmnażanie płciowe, przez co utraciliśmy naszą nieśmiertelność bo nasze cząstki nie są już wiernymi kopiami JEDNEGO. Co więcej, jeśli zadamy sobie pytanie, jak to się stało że bakteria na jakimś etapie ewolucji zapragnęła rozmnażać się płciowo, to dojdziemy do wniosku, że wszyscy jesteśmy efektem błędów genetycznych! Czy to było przyczyną, że Bóg postanowił zniszczyć swoje dzieło i zesłał na ludzkość potop? Czy na koniec czasów, kiedy powrócimy do Źródła, wszystkie cząstki identyczne z DNA JEDNEGO Boga ponownie się z Nim połączą w boskim Raju, a wadliwe duplikaty zostaną odrzucone i “strącone do Piekła”? Czyli wstrzemięźliwość seksualna, tak gloryfikowana przez wszystkie religie może jednak nie być wyssana z palca i mieć swoje uzasadnienie… Na całe szczęście kochani, i tu jest dobra wiadomość dla was, możemy sami zmieniać i naprawiać nasze DNA! O tym już wkrótce na moim kanale. Ale wróćmy do naszej Alicji i jej lustrzanej przygody.

Badając symetrię w świecie trójwymiarowym, należy wziąć pod uwagę cztery rodzaje operacji symetrii: obrót, odbicie, odbicie rotacyjne i odwrócenie.

Cząstki i ich lustrzane odbicia – antycząstki

Fizyka cząstek elementarnych wykazała, że my sami i wszystko inne, co istnieje wokół nas, zbudowani jesteśmy z trzech rodzajów cząstek: z elektronów i dwóch rodzajów kwarków, wchodzących w skład protonów i neutronów, światło natomiast z fotonów. Dla każdego z tych rodzajów cząstek, musi istnieć jego lustrzany odpowiednik czyli antycząstka np. antycząską elektronu jest pozyton. Antycząstka zachowuje się w zasadzie tak, jak zwykła cząstka, jednak zamiast poruszać się do przodu w czasie, ona porusza się do tyłu. A to z kolei wskazuje, że bieg czasu naprzód może być zjawiskiem pozornym. Nie jest też wcale wykluczone, że poruszając się do przodu w czasie (czyli po prostu czekając), możemy powrócić do punktu wyjścia czyli do przeszłości. Ogólna teoria względności nie wyklucza, że wszystko wielokrotnie się powtarza (co z kolei wyjaśniałoby zjawisko déjà vu), a u kresu przyszłości jesteśmy przenoszeni do chwili początkowej. W takim szalonym wariancie rzeczywistości, możesz wielokrotnie powracać do swojej przeszłości i po każdym obiegu możesz SPOTKAĆ SAMEGO SIEBIE. Bo każdy jeden elektron na świecie to tak naprawdę jeden i ten sam elektron! Dlatego wszystkie elektrony mają taką samą masę i ładunek! Elektron porusza się do przodu w czasie i widzisz go jako elektron. Potem porusza się do tyłu w czasie i znowu go widzisz tylko w innym miejscu i jako pozyton czyli antycząstkę elektronu. On znów porusza się do przodu i znowu do tyłu… i tak w nieskończoność. Miejsca, gdzie elektron zawraca w czasie to tzw. anihilacja albo kreacja pary elektron-pozyton. Jeśli jakaś cząstka natrafi na swojej drodze swoją antycząstkę, następuje anihilacja i zarówno cząstka, jak i jej antycząstka znikają, a w ich miejsce pojawiają się fotony unoszące energię anihilowanych cząstek. I odwrotnie, energia fotonu może być użyta w procesie zwanym kreacją pary, do – jak sama nazwa wskazuje – wykreowania pary cząstka-antycząstka.

Jeśli elektrony faktycznie mogą poruszać się zarówno do przodu jak i do tyłu w czasie to również wrażenie, że czas zawsze biegnie naprzód, może być zjawiskiem pozornym.

Trenuj lustrzane pismo

Zanim Alicja przedostała się do lustrzanego pokoju, już wiedziała że w nim wszystko jest na odwrót. Nawet książki.

No, a ich książki wyglądają tak jak nasze, tylko że słowa są zapisane w inną stronę. Wiem o tym, bo kiedyś przyniosłam do lustra książkę, a oni w tamtym pokoju też przynieśli swoją.

Levis Carroll nie był jednak pomysłodawcą lustrzanego pisma, w którym wyrazy pisane są od tyłu – od prawej do lewej strony – w taki sposób, że odczytanie treści tekstu wymaga użycia lustra. Stosował je już wcześniej Leonardo da Vinci – włoski artysta renesansowy i naukowiec. W różnych źródłach często powielana jest całkowicie błędna informacja, jakoby za pomocą lustrzanego pisma da Vinci chciał zaszyfrować znakomitą część swoich prac. Mało prawdopodobne aby w tak prosty i naiwny sposób artysta próbował coś ukryć przed niepowołanym okiem. W istocie da Vinci był mańkutem i lustrzane pismo pozwalało mu uniknąć rozmazywania atramentu, co miało miejsce kiedy przesuwał dłonią po papierze od lewej do prawej. Na pierwszy rzut oka, jego notatki wydawały się być zapisane w nieznanym języku. Mówiąc o piśmie lustrzanym, medycyna zwykle traktuje je jako zaburzenie w rozwoju dziecka, podczas gdy pisanie „od tyłu” jest często zwykłą konsekwencją leworęczności. Tak jak przy pisaniu prawą ręką naturalnym odruchem jest prowadzenie jej z lewej strony do prawej, tak piszącym lewą ręką łatwiej prowadzić rękę od prawej do lewej strony. Nie każdy jednak leworęczny potrafi posługiwać się pismem lustrzanym.

Pamiętacie, “proroczą” okładkę magazynu The Economist z motywem Alicji, którą analizowałam w moim poprzednim filmie na ten temat? To była okładka na 2022 rok. Ale zobaczmy teraz okładkę, jaką przygotowali na 2019. Oprócz jasnych odniesień do Leonarda da Vinci mamy tu również podpisy sporządzone lustrzanym pismem. Fascynujące, jak te wszystkie puzzle do siebie pasują…

Kiedy na początku tego tekstu zażartowałam sobie, żebyście już zaczęli się przygotowywać do rzeczywistości 4D i zaczęli czytać ksiażki do góry nogami, a potem w lustrzanym odbiciu, to w gruncie rzeczy mówiłam zupełnie poważnie. Alvowiem przyszłość należy do człowieka oburęcznego. Kiedy Michał Anioł pracował w Kaplicy Sykstyńskiej, malował na zmianę to jedną, to drugą ręką. Da Vinci malując Ostatnią Wieczerzę, ale również i inne jego arcydzieła, także trenował oburęczność i co chwilę przekładał pędzel z jednej ręki do drugiej. W ten sposób rozwijamy swój potencjał, jakim dysponujemy, albowiem zrównoważenie ciała oznacza zrównoważenie mózgu. Prawa półkula mózgowa kontroluje lewą stronę ciała, a lewa – prawą. Koordynacja obu stron ciała przynosi efekt w postaci zgodności i zrównoważenia obu półkul mózgowych. Dlatego posługiwanie się na codzień swoją niedominującą ręką to bardzo korzystne ćwiczenie dla naszego mózgu. Możecie np spróbować pisać czy myć zęby nie tą ręką, co zawsze, zakładać nogę na nogę odwrotnie niż zazwyczaj, a także pisać i rysować obiema rękoma jednocześnie. Na koniec możesz się podpisać pismem lustrzanym.

Nie próbuj lustrzanego mleka w domu!

Gdyby Alicja przeszła przez lustro, odkryłaby, że coś więcej niż tylko litery w książkach są odwrócone. Te same molekuły, z których składa się jej ciało, w zwierciadlanej rzeczywistości byłyby w złym kierunku, a ich interakcja z molekułami zwierciadła prowadziłaby do bardzo mylącej – i prawdopodobnie niebezpiecznej – przygody!

Symetria zawsze odgrywała ważną rolę w naszym świecie. Mamy wrodzoną estetyczną ocenę symetrii – preferujemy symetryczne twarze, a naturalnie występującą w kwiatach i odbiciach symetrię uważamy za piękną. W rzeczywistości symetria lub jej brak w cząsteczkach, z których składamy się my i wszystko wokół nas, ma fundamentalny wpływ na ich zachowanie i naszą egzystencję. Aby zobaczyć oczywisty przykład asymetrii, spójrz na swoje dłonie. Twoja lewa i prawa ręka są swoimi lustrzanymi odbiciami i jedynym sposobem, w jaki możesz sprawić, by lewa ręka wyglądała jak prawa, jest patrzenie na nią w lustrze – poruszanie lub obracanie po prostu nie zadziała. Obiekt jest chiralny, jeśli nie można go upodobnić do swojego lustrzanego odbicia przez obracanie go lub przesuwanie, tj. można go odróżnić od swojego lustrzanego odbicia – tak jak nasze dłonie. Podobnie jak w przypadku rąk, chiralne cząsteczki mogą występować w dwóch różnych formach, zwanych enancjomerami, które są swoimi lustrzanymi odbiciami. Większość cząsteczek organizmów żywych jest chiralna. Najlepszym przykładem jest nasze DNA – nośnik informacji wewnątrz naszych komórek, który zawiera plany budowy całego naszego ciała. Struktura DNA to podwójna helisa przypominająca skręconą drabinę. Dwie krzyżujące się helisy są zawsze prawoskrętne. Tweedledee i Tweedledum wyglądają i działają w identyczny sposób, jakby każdy z nich był odzwierciedleniem (czy może raczej lustrzanym odbiciem) drugiego. „Nigdy” powiedziałby Tweedledum, „przeciwnie” kontynuowałby Tweedledee. Tweedledee posługiwał się prawą ręką, a Tweedledum lewą. Symetria i asymetria stymulowały wiele badań w matematyce, które prowadzą do zdefiniowania tych dwóch postaci jako enancjomorfów, trójwymiarowych obiektów, które są jak lustrzane odbicia, dzieląc jedną właściwość: chiralność.

Chwilę przed wejściem do lustrzanej krainy Alicja podzieliła się swoimi przemyśleniami ze swoim kotem: Chciałabyś mieszkać w Lustrzanym Domu, Kiciu? Zastanawiam się, czy daliby ci tam mleko? Może mleko z lustra nie nadaje się do picia. Obecnie już wiemy, że to pozornie niewinne pytanie w rzeczywistości ujawnia interesujące odkrycie naukowe: mleko z lustra prawie na pewno nie nadaje się do picia, a przynajmniej kotek nie poczuje jego smaku! Wydaje się, że brak symetrii w molekułach ma kluczowe znaczenie dla naszego istnienia. Naturalne cząsteczki chiralne prawie zawsze występują tylko w postaci lewoskrętnej lub prawoskrętnej, a nie obu. Na przykład możemy cieszyć się filiżanką herbaty z D-glukozą, ale w ogóle nie poczujemy smaku L-glukozy. Cząsteczki chiralne muszą być obsługiwane przez enzymy chiralne z tą samą orientacją, podczas gdy inna orientacja może spowodować, że molekuły będą inaczej reagować w ludzkim ciele – konsekwencje mogą być niebezpieczne. Jeśli chodzi o mleko, jego lustrzane cząsteczki mogłyby okazać się niestrawne dla enzymów kotka. Proszę, nie próbujcie lustrzanego mleka w domu! Carroll oczywiście nie mógł o tym wiedzieć, ale jego przemyślenia na temat symetrii i chiralności były jak najbardziej trafne! Lustrzana rzeczywistość, do której wkroczyła Alicja, była faktycznie zupełnie innym miejscem, od tego, z którego przychodziła. Miejscem z lustrzanym DNA, lustrzanymi enzymami i aminokwasami, co oznaczało, że – jak Alicja zasugerowała kociakowi – mleko z lustra prawie na pewno nie nadałoby się do picia. Jego lustrzane molekuły byłyby niewłaściwe dla enzymów kota, a przez to niemożliwe do strawienia, podobnie jak molekuły całej żywności w lustrzanej rzeczywistości. Tak więc może i lepiej, że potrawy podczas uczty królowych tak szybko znikały ze stołu, że biedna Alicja nie zdążyła nic zjeść!

Rozważania na temat lustrzanego mleka to subtelne odniesienie do stereoizomerów – cząsteczek, które zawierają tę samą liczbę i rodzaje atomów, ale różnią się między sobą w orientacji przestrzennej. Stereoizomery laktozy (C12H22O11) w mleku występują jako nie nakładające się na siebie lustrzane odbicia. Tweedledum i Tweedledee, a także Humpty Dumpty, czy pojęcie „nieurodzin”, odzwierciedlają fascynację autora ideą podwójnej chemicznej egzystencji, świata, w którym każdy człowiek, miejsce i rzecz składa się z dwóch podobnych, ale nienakładalnych form.

Im dalej w las, tym więcej… fermionów

Cząstki, które tworzą całą znaną nam rzeczywistość, należą do jednej z dwóch kategorii: mogą być bozonami albo fermionami. Bozony to cząstki, które po obróceniu wokół dowolnej osi o 360 stopni powracają do punktu wyjścia. Mnie jednak bardziej interesują fermiony, które po obrocie o pełen kąt nie powracają do punktu wyjścia, lecz zmieniają swój stan kwantowy na przeciwny i wyglądają w pewnym sensie ODWROTNIE! Żeby powrócić do stanu wyjściowego, trzeba obrócić fermion znowu o 360 stopni. Czyli fermion nie zmieni się jeśli obrócimy go o całe 720 stopni. Co ciekawe, nie ma tu najmniejszego znaczenia, czy obrócimy taki fermion czy sami obejdziemy go dookoła bo efekt będzie dokładnie taki sam – fermion ulegnie odwróceniu.

Jeśli jeszcze was nie zafascynowałam fermionami, to teraz sytuacja ta powinna zmienić się o 360 stopni (jak fermion właśnie) bo okazuje się, że fermiony tworzą nasze organizmy! Wszystkie elektrony, a także protony i neutrony oraz tworzące je kwarki to właśnie fermiony! A z tego wynika, że każda cząstka elementarna naszego organizmu, zmienia się po obrocie o 360 stopni! Z pewnością wiedzieli o tym Aztekowie (nie pytajcie mnie skąd!) i dlatego stosowali obroty jako technikę kwantowego odmładzania swojego ciała (o czym mówiłam tutaj). Może właśnie dzięki fermionom uda mi się wreszcie rozwikłać zagadkę, czy należy wirować w prawo czy w lewo. Ale wróćmy do Alicji i fermionów.

Tu mam ścieżkę, która tam właśnie prowadzi… chyba tam… no, właśnie zupełnie nie tam… – (po przejściu kilku jardów ścieżką, która wiła się ostrymi zakrętami to w jedną, to w drugą stronę) – …choć przypuszczam, że w końcu jednak tam dojdę. Ale jest dziwnie kręta! Przypomina raczej korkociąg niż ścieżkę! O, myślę że TEN zakręt prowadzi już na wzgórze… no nie, nie prowadzi! Idzie prosto do domu! Dobrze, wobec tego spróbuję w drugą stronę.
I tak to było: krążyła w dół i w górę, sprawdzając zakręt po zakręcie, ale zawsze wracała na próg domu. Raz nawet, kiedy skręciła szybciej niż zwykle, nie udało jej się zatrzymać i wpadła wprost na dom.

Lustro – naturalny portal do świata duchów

Skoro już kolejny raz wspomniałam o Aztekach, to jeszcze tylko wspomnę o “lustrze duchów”, którego do kontaktowania się z zaświatami używał w XVI w. słynny John Dee – zaufany doradca angielskiej królowej Elżbiety I, jej nadworny astronom i okultysta.

W pobliżu wirów energii występują naturalnie przejścia do innych światów, ale wielu adeptów magii używa do uruchamiania tego typu wrót lustra. Wydaje się, że za pomocą luster ludzie od wieków próbowali wyjść poza swoje istnienie i zajrzeć w inny „wymiar”. W ezoteryce dużo mówi się o maszynach inkarnacyjnych, które niejako zmuszają nas po śmierci do ponownego wcielania się i życia na Ziemi. Nie wykluczone, że w miejscu, w którym dusza opuszcza po śmierci swoje ciało, zostaje uwięziona i ponownie przymusowo wcielona za pomocą technologii wykorzystującej lustra i soczewki właśnie. Chociaż moim zdaniem to raczej sam matrix jest sześcianem o konstrukcji diamentowej, a diamenty – podobnie jak lustra – odbijają światło. Jeśli więc faktycznie jesteśmy tu uwięzieni to przynajmniej w nie byle jakiej klatce. Opowiadałam ostatnio o tym mojemu mężowi, po czym on śmiertelnie poważnie stwierdził, że postradałam zmysły i że musi sobie wyrobić papiery na mojego opiekuna. Zapytał jeszcze, czy powtórzę to wszystko co mówiłam przy lekarzu. Także zastanowię się jeszcze czy nagrać film o diamentowym sześcianie matrixa 😉 W niektórych kulturach po śmierci bliskiej osoby przykrywa się lustra kocami, aby jej „dusza” nie została uwięziona właśnie. Jeśli ustawimy dwa dokładnie równoległe i bezbłędnie zaprojektowane lustra naprzeciw siebie, to utworzą one długie tunelowe odbicie, które ciągnie się w nieskończoność. Czy można w tym przypadku mówić o portalu do czwartego wymiaru?

Okazuje się, iż lustro może stanowić swego rodzaju portal pomiędzy osobą przywołującą a bytem z innego wymiaru. Również Dee używał do kontaktu z zaświatami rzekomo magicznych luster, które miały być bramą dla duchów. Zespół naukowców z Uniwersytetu w Manchester zbadał skład jego lustra i okazało się, że powstało ono z obsydianu czyli czarnej skały ze szkliwa wulkanicznego. Skład obsydianu zależny od składu lawy, z której powstał i pozwala dokładnie wskazać wulkan, z którego pochodzi. “Lustro duchów” nadwornego maga Elżbiety I zostało wykonane z obsydianu z leżącego obecnie w Meksyku miasta Pachuca, będącego przed wiekami źródłem obsydianu używanego przez Azteków. Prof. Stuart Campbell zauważył, że w kulturze Azteków wulkany miały znaczenie duchowe, a obsydianowe przedmioty były wykorzystywane w rytuałach. I faktycznie! „Lustro duchów” zostało stworzone przez Azteków! Obsydianowe lustra zdobią boga Tezcatlipoca, w miejscu brakującej stopy, jego klatki piersiowej czy głowy. Lustra, które przetrwały, mogły być w rzeczywistości częścią posągów Tezcatlipoca, który był m.in. bogiem wróżbiarstwa i opatrzności, a obsydianowe lustra były czymś więcej niż tylko symbolami mocy. Prawdopodobnie z ich pomocą można było nawiązać kontakt również z podświadomością oraz z mrocznymi zakamarkami nieświdomości. Zaglądającemu do niego wróżbiarzowi ukazywały się najpierw chmury, zbliżone wyglądem do dymu kadzidła. Stąd też wywodzi się imię samego Tezcatlipoca, które tłumaczone jest jako “dymiące zwierciadło” lub “Pan dymiącego zwierciadła”. Zbieg okoliczności? Nie sądzę…

Lustrzana medytacja OSHO

Lustra same w sobie są magiczne. Nawet te zupełnie zwyczajne. Jeśli raz uświadomimy sobie, że pokazują one nieistniejącą rzeczywistość (bo przecież obraz, który widzimy w lustrze nie istnieje naprawdę) to nigdy już nie spojrzymy na lustro, jak na zwyczajny przedmiot. Lustro możesz też wykorzystać do budzenia swojej świadomości, chociażby za pomocą ćwiczenia zaproponowanego przez OSHO.

Zamknij się w ciemnym pokoju i usiądź naprzeciwko dużego lustra. Pomiędzy sobą a lustrem postaw zapaloną świeczkę, w ten sposób, żeby jej światło nie odbijało się w lustrze. W lustrze powinieneś widzieć tylko swoją twarz. Przez 40 minut wpatruj się w odbicie swych oczu, starając się przy tym nie mrugać. Po 2-3 dniach patrzenie bez mrugania nie będzie już sprawiało ci problemu. Jeśli twoje oczy zaczną łzawić, pozwól im płynąć, ale nie mrugaj powiekami. Już po kilku dniach patrzenia we własne oczy, zobaczysz jako twoja twarz zacznie zmieniać swój kształt i przybierać nowe formy. Możesz się nawet tego przestraszyć i jest to zupełnie zdrowa reakcja. Twój podświadomy umysł zaczyna eksplodować, ponieważ czasami twarz w lustrze będzie zupełnie inna od tej, którą uważałeś za swoją, ale w rzeczywistości, wszystkie te twarze i maski należą do ciebie. Po tygodniu ćwiczenia, twoja twarz stanie się wreszcie jak strumień pojawiających się i znikających twarzy. Po trzech tygodniach, zapomnisz która z tych twarzy jest twoja. I wtedy, pewnego dnia, stanie się rzecz najdziwniejsza – nagle w lustrze nie będzie już żadnej twarzy. Oczywiście jest to przenośnia. Chodzi o to, że to jest ten moment, kiedy jesteś gotów zamknąć oczy i wyjść na spotkanie podświadomości. Poczujesz się nagi, kompletnie nagi – taki, jaki naprawdę jesteś. Wszystkie kłamstwa się rozpadną.

Różni ludzie różnie interpretują to, co dzieje się z nami podczas tego ćwiczenia medytacyjnego. Niektórzy uważają, że wszystkie twarze, jakie zobaczymy w czasie praktyki, to nasze poprzednie wcielenia. Inni twierdzą, że to nasze twarze ze światów równoległych. Czymkolwiek są, nie ma wątpliwości co do tego, że ćwiczenie to bardzo poszerza naszą percepcję i świadomość.

Zakończenie

Nie udało mi się jeszcze znaleźć odpowiedzi na wszystkie lustrzane pytania. Zatoczyłam wielkie koło i ostatecznie powróciłam do punktu wyjścia, czyli do magii liczb 3,6 i 9. Nie dziwi mnie to jakoś specjalnie, bo – jak zauważył kiedyś Leonardo da Vinci – wszystko się ze sobą łączy. Dlatego mam dla was niespodziankę i powracam do nagrywania filmów o Nikoli Tesli. Początkowo miał to być jeden baaaaardzo długi film, ale ostatecznie zdecydowałam się na serię krótszych odcinków. Wstępnie mogę wam powiedzieć, że będzie to pięć części, choć ciągle wpadam na jakieś nowe tropy i zaczynam już myśleć że nigdy tego tematu nie wyczerpię. Mogę wam już też zdradzić, że pierwszy odcinek będzie o wpływie liczb 3, 6 i 9 na manifestowanie rzeczywistości (nie tylko w metodzie 3, 6, 9). Drugi o 3, 6, 9 w muzyce czyli pogadamy sobie o wszelkich wibracjach, nie tylko solfeżowych. Trzeci odcinek będzie o matematycznym i geometrycznym fenomenie naszych boskich liczb. Zajmiemy się bliżej budową całego matrixa i pewnie ponownie zatoczymy koło, bo okaże się, że powrócimy do krainy luster. Strasznie pasjonujący i wciągający jest ten matrix. Czwarty odcinek poświęcimy korelacjom między 3, 6 i 9 a Wedami. Piąty odcinek zaś piramidom. Wierzę, że zarówno Carroll, jak i Tesla znali tę samą tajemncę i łącząc klucze pozostawione nam przez jednego i drugiego, uda mi się wreszcie poskładać puzzle w całość.

Drugą część Alicji w Krainie Czarów możemy rozegrać na szachownicy. Więc ani biegające królowe, ani śpiący królowie nie powinni nas specjalnie dziwić. Wszystkie figury zachowują się dokładnie tak, jak powinny i zgodnie z regułami gry, czyli królowe zawsze biegną, skoczki często spadają z koni (zapewne dlatego że muszą się poruszać po torze w kształcie litery L), a królowie są powolni, bezradni lub nawet śpią. Chociaż trzeba przyznać, że gra jest trochę dziwna i nie do końca zgodna z szachowymi zasadami. Ale to już temat na oddzielny film… Także możecie spodziewać się wkrótce kolejnego odcinka na temat Alicji… tym razem w krainie liczb, geometrii i szachów. A teraz już czas się pożegnać. Cieszę się, że ze mną jesteście, kochani. Jak myślicie, czy to Alicja śniła się Czerwonemu Królowi czy Czerwony Król przyśnił się Alicji? Czy Bóg może być jak bakteria? Jak wam się wydaje? Napiszcie co o tym wszystkim myślicie w komentarzach.

Tagi: , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *