Wielość języków czy jeden język uniwersalny? Co lepsze?

Czy odwieczne marzenie o powrocie do biblijnego porządku sprzed zburzenia wieży Babel, kiedy wszyscy ludzie mówili jednym językiem nie wydaje się Wam kuszącą perspektywą? Czy zachowanie różnorodności językowej na świecie oraz ocalenie języków lokalnych przed wyginięciem ma jakiekolwiek znaczenie dla losów ludzkości? Czy wprowadzenie jednego uniwersalnego języka rzeczywiście zapewni pokój na świecie?
Próby stworzenia sztucznego języka, którym porozumiewałby się cały świat nie poszły na marne. Mamy w końcu esperanto. Co z tego, skoro zna go zaledwie 200 tys. osób? Nic nie wskazuje na to, by esperanto miało zastąpić w przyszłości angielski czy chiński. Po angielsku mówi już 1/4 ludzkości i trudno będzie tę liczbę przeskoczyć. Bahaici znani są z propagowania nauki o potrzebie istnienia na świecie jednego uniwersalnego języka pomocniczego dla wszystkich ludzi. Początkowo było to esperanto, obecnie zaś we wspólnocie występują trzy różne propozycje – esperanto, język angielski lub zupełnie nowy sztuczny język międzynarodowy. Ale czy to faktycznie słuszna droga?
Języki lokalne są najlepiej przystosowane do opisywania lokalnych uczuć i problemów. Eskimosom zawsze będzie brakowało licznych w ich języku określeń śniegu, Chińczykom i Polakom rozróżnienia na wuja i stryja, a Kanadyjczykom przyjaciela, rozumianego trochę inaczej niż nasz polski „przyjaciel”. Nie ma języka, który odpowiadałby potrzebom wszystkich społeczeństw. Co więcej, trudno sobie wyobrazić proces jego tworzenia… Stare angielskie powiedzenie mówi: Tłumaczenia są jak kobiety – wierne nie są piękne, piękne nie są wierne. Stanisław Jerzy Lec w tomiku Myśli nieuczesane potwierdza: To nic, że wielu naszych dzieł nie można przetłumaczyć, smutniej, że nie można ich cudzoziemcom wytłumaczyć. Z pewnością nie odkrył on Ameryki bo dużo wcześniej stwierdził to Hieronim ze Strydonu: Niełatwo jest cudze pisma przekładać tak, by miejsca, które w obcym języku dobrze wyrażono, zachowały tę samą ozdobność w tłumaczeniu, ponieważ każdy język ma różne właściwości swoich wyrazów (Edward Balcerzan, Jan Bokiewicz, Pisarze polscy o sztuce przekładu). I jeszcze fragment Gosposi prawie do wszystkiego Moniki Szwai: No tak. Same rymy męskie. Maria ćwiczyła już dla własnej przyjemności tłumaczenia z angielskiego, niemieckiego i rosyjskiego, przy czym dokonała odkrycia: z rymami męskimi, czyli jednosylabowymi, wcale w języku polskim nie jest tak źle – pod jednym warunkiem: że pisze się coś śmiesznego. Jeśli chcemy być poważni, natychmiast zaczynają się schody. Niektórzy tłumacze nie zwracali uwagi na takie drobiazgi i zmieniali akcenty w wierszach na polskie, ale przecież nie można zmienić akcentów w piosence, bo onaż się nie da zaśpiewać! Zgadzacie się?
Obecna dominacja języka angielskiego w świecie (około 1/4 ludzkości), wpływa nie tylko na naszą komunikację, ale również kreuje nasz sposób patrzenia na świat, odcina nas od naszych korzeni, mitologii i dóbr kulturalnych prezentujących odmienną niż angielsko-amerykańska interpretację człowieczeństwa.
Co więcej, różnorodność językowa i kulturowa jest nam niezbędna do przeżycia. Michael Polan w swojej książce The Botany of Desire zobrazował to za pomocą analogii do zaniku różnorodności w świecie… ziemniaków! W XIX w. dotarły one bowiem z Andów do Irlandii. Jedna odmiana kartofla zasmakowała Irlandczykom do tego stopnia, że stała się ona podstawą ich diety. Lecz gdy ich uprawy zaatakowała wielka zaraza w całej Irlandii zapanował wielki głód, który pozbawił życia około miliona osób a wiele tysięcy zmusił do emigracji. Ta sama zaraza zaatakowała uprawy w Ameryce Południowej, jednak tamtejsza ludność nie odczuła tego zbyt boleśnie, gdyż uprawiała setki innych odmian ziemniaków. To właśnie różnorodność odmian kartofla ochroniła mieszkańców Andów od śmierci głodowej. A brak tej różnorodności w świecie roślinnym zgubił Irlandczyków. Zróżnicowanie kulturowe jest pochodną wielu sposobów życia – uważa Barbara Zurer Pearson w książce Jak wychować dziecko dwujęzyczne. – Gdyby istniał tylko jeden język i tylko jedno spojrzenie na świat, brak różnorodności kulturowej zmniejszyłby naszą zdolność adaptacji do zmieniających się warunków życia, która jest cechą najsilniejszych i najodporniejszych.
To nie różnice językowe są przeszkodą do pokoju na świecie. Anglia i Stany Zjednoczona to dwa najlepsze tego przykłady – dwa kraje rozdzielone wspólnym językiem. W wielu państwach ogarniętych wojną domową, osoby mówiące tym samym językiem mierzą do siebie z karabinów.
Jeśli więc nie jeden wspólny język to co? Odpowiedź jest prosta – wielojęzyczność! To nie takie trudne, jak myślisz. Jednojęzyczność nie jest bynajmniej normą, ale wyjątkiem! Indie, Singapur, Chiny, Kanada, Szwajcaria, Gwatemala, Dania, Izrael, Maroko, Kenia… tam dwujęzyczność jest chlebem powszednim.
dr Marta El Marakchi
Tagi: dzieci dwujęzyczne, dzieci wielojęzyczne, multikulturalizm