Hip-hop prosto z marokańskiej mediny


Fot. Kadr z filmu „I love hip-hop in Morocco”

Marokańczyk potrafi. Przekonałam się o tym nie raz i nie dwa. „I love hip-hop in Morocco” to tytuł filmu dokumentalnego… o determinacji, sile marzeń, pasji i muzyce.

Josh Asen i jego przyjaciółka Jennifer Needle postanowili nakręcić film o hip-hopie w Maroku. Przeprowadzając wywiady do swojego obrazu z muzykami, poznali ich największe zmartwienie, jakim okazał się brak okazji do promowania swojej twórczości na koncertach. Asen postanowił działać. Zastukał do drzwi ambasady USA. I to był strzał w dziesiątkę! Coca-Cola zgodziła się być sponsorem pierwszego muzycznego festiwalu hip-hop w Afryce Północnej! Tak oto grupa muzyków wyruszyła w swoje pierwsze hip-hopowe tournée i zagrała dla wielotysięcznej publiki w trzech marokańskich miastach – Meknes, Marrakech i Casablanca. Asen zakończył kręcenie swojego filmu o zmaganiach młodych raperów z kraju muzułmańskim w 2007 roku. Dokument koncentruje się głownie na takich postaciach ze świata hip-hopu jak DJ Key, H-Kayne, Bigg, Fatima, Brown Fingaz, Mot de Passe i zespół Fnaïre.

Fot. Kadr z filmu „I love hip-hop in Morocco”
Fot. Kadr z filmu „I love hip-hop in Morocco”

Film z pozoru wydaje się „lekkostrawny”. Dużo w nim oczywiście dobrej hip-hopowej muzyki w tle i ujęć kręconych z ręki. A jednak marokański hip-hop różni się od europejskiego, czemu innemu się przeciwstawia i o innej rzeczywistości mówi. Znajdziemy tam przeróżne aspekty kultury hip-hop, break dance i graffiti, walkę o wolność słowa, poszukiwania sensu życia i religijne, znaczenie islamu w życiu codziennym marokańskiej młodzieży, politykę, ucisk pod rządami Króla, ubóstwo… W porównaniu z tym, co oferuje nam rodzimy hip-hop (cycki, balet i pocałujcie mnie wszyscy w d*pę!) ich teksty zdają się być dojrzałym manifestem i głosem słabszego.

Ponad połowa społeczeństwa w Maroku to młodzi poniżej 25 roku życia (potencjalni fani hip-hopu). Dla nich hip-hop to nie tylko muzyka. To sposób na życie! Używają go jako środka wyrazu dla swoich frustracji (czują się uciskani przez króla i ich religię, która narzuca im sztywne reguły).

Film ma naturalny i niewymuszony charakter. Asen prowadzi nas krok po kroku przez przeszkody, na jakie natrafiają młodzi hip-hopowcy w Maroku. Pierwszą i najważniejszą przeszkodą (szczególnie dla dziewcząt) jest uzyskanie akceptacji i poparcia rodziny dla wyboru muzyki jako ścieżki kariery. Oczywiście ważną rolę w tej kwestii odgrywa islam. Film daje nam wgląd w ten aspekt marokańskiego życia na przykładzie rodziny raperki Fati. Drugim problemem jest sprawa pozyskania wystarczającej ilości pieniędzy i znalezienie sponsora. Wreszcie ostatni problem – promowanie wydarzeń i docieranie do nowych potencjalnych odbiorców.

Obraz subtelnie pomija milczeniem politykę amerykańską na Bliskim Wschodzie i jej zaangażowanie w walkę z terroryzmem. Nie powinno to nikogo dziwić, zważywszy, że Asen jest stypendystą Fullbright Scholarship, oficjalnym sponsorem jest Coca-Cola, a całe przedsięwzięcie nie doszłoby nigdy do skutku bez wsparcia ze strony ambasady USA. Nie kąsa się ręki, która Cię karmi. Toteż Asen przemilczał w swoim filmie kapitalistyczne i imperialistyczne zapędy USA.

„I love hip-hop in Morocco” ukazał się w 2007 roku i może się wydawać już trochę mało aktualny. Ale w świetle arabskiej wiosny i tego, jaką rolę odegrał hip-hop w tunezyjskiej i egipskiej rewolucji, dzieło to wciąż przykuwa uwagę… Gorąco polecam! Cały film z angielskimi napisami możecie obejrzeć pod tym linkiem: I love hip-hop in Morocco.

 

 

Tagi: ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *