Mężczyźni z plemienia Khasi protestują przeciwko dominacji kobiet

W indyjskim stanie Meghalaya panują nieco inne obyczaje niż w pozostałych częściach Indii. Mieszkające tam plemię Khasi jest dowodzone przez kobiety. Mężczyźni właściwie nie mają nic do powiedzenia. Ani żadnych obowiązków – jedzą, piją i robią dzieci. A mimo to się buntują. Dlaczego?
Khasi to dość ciekawe plemię. O ciekawych zwyczajach i ciekawej hierarchii społecznej. W każdym domu znajduje się świątynka poświęcona przodkom, natomiast każda wieś ma własny święty gaj. Po śmierci członka rodziny, jego popioły i kości przenoszone są do wsi rodowej i składane w ossuarium. Oprócz rozwiniętego kultu przodków, obrzędy religijne nastawione są na uspokajanie potencjalnie niebezpiecznych duchów. Duchom gór i rzek składa się ofiary ze zwierząt i ptaków. Niektórzy członkowie plemienia przyjęli chrześcijaństwo.
Khasi to również rzadki przykład społeczeństwa matrylinearnego, gdzie pozycja kobiet jest bardzo wysoka. Tutaj przywileje i majątek należą do kobiet, a dziedziczenie odbywa się pomiędzy żeńskimi potomkami (najmłodsza córka otrzymuje całą własność przodków). Wedle tradycji dzieci otrzymują nazwisko matki, a mężczyzna powinien wprowadzić się do domu żony, gdzie rządzi teściowa. Pary, które nie doczekają się córki, a nie chcą by ich majątek przepadł, mają obowiązek adoptować dziewczynkę. Mężczyźni są również wykluczeni ze spotkań klanu, którym przewodniczy matka rodu. Mężczyźni nie mają tu żadnych obowiązków. Jedyne, czym się zajmują, to jedzenie, picie, brzdąkanie na gitarze, płodzenie dzieci… i urządzanie protestów. Na przestrzeni lat mężczyźni wielokrotnie buntowali się, walcząc o równe prawa z kobietami. Jak na razie bez skutku. Uważają oni, że dominacja kobiet i tryb życia, jaki prowadzą, wywołuje u nich depresję i brak motywacji do jakiejkolwiek nauki i podejmowania kreatywnych działań, a w dłuższej perspektywie prowadzi również do pijaństwa, narkomanii i degeneracji.
Dlatego Keith Pariat z plemienia Khasi powołał do życia jedyny na świecie ruch wyzwolenia mężczyzn o nazwie Syngkhong Rympei Thymai (klin wspierający chybotliwy stół). Ruch liczy dziś 2 tys. członków. Domagają się by dzieci dostawały nazwiska swoich ojców, a nie matek, co w rezultacie będzie oznaczać, że przynależą do klanu mężczyzn, a nie kobiet. Pariat spodziewa się, że będzie to wieloletnia i trudna walka, ale się nie poddaje.
Tagi: Indie, kobiety, matrylineat