Śmierć jak malowana

Życie nie powstaje w chwili narodzin i nie kończy się w chwili śmierci. Życie jest nieustannym i powolnym umieraniem! Wiedzieli o tym Klimt, Tycjan i Baldung Grien. Na ich płótnach dziecięca niewinność, rumiana i młodzieńcza dojrzałość oraz przepełniona brzydotą starość egzystują obok siebie. Towarzyszy im jednak ktoś jeszcze… nieuchronna śmierć.
Na obrazie Gustawa Klimta „Życie i śmierć” (1916 r.) wszystkie postaci są wzajemnie splątane. Tworzą razem rwący potok życia, zmierzający ku nieuniknionemu przeznaczeniu. Ich ciała zlewają się z dekoracyjnym tłem, które przez wielu znawców sztuki jest kojarzone z łonem matki. Mężczyźni, kobiety i dzieci trwają w tym splocie, w stanie dziwnego omdlenia… a śmierć czeka w bezruchu na dogodny moment by zaatakować. Jej strój pokryty jest czarnymi krzyżami. Uśmiecha się złowieszczo, a zamiast głowy ma trupią czaszkę. W dłoniach trzyma coś na kształt młotka… w każdej chwili gotowa go użyć. Ani płeć, ani wiek, ani status społeczny nie mają dla niej żadnego znaczenia. Wobec niej wszyscy są równi. Mors omnia adequat.

Tą nieuchronność śmierci jeszcze bardziej unaocznił Klimt w obrazie „Trzy okresy życia kobiety” (1905 r.). Cykl życia i różne jego etapy były jednym z ulubionych motywów Klimta. Pozwalały mu jednocześnie podjąć studium ciała kobiecego, co najwyraźniej go pociągało. W Trzech okresach… pośrodku jawią się trzy postaci. Z prawej strony młoda kobieta z rozsianymi we włosach kwiatach. Opiera policzek na główce trzymanego w ramionach dziecka. Oboje mają przymknięte oczy, jakby trwali we śnie. Po lewej stronie znajduje się zastygła w dramatycznej pozie stara kobieta. Jej twarz całkowicie zasłaniają opadające włosy i ręka, którą zdaje się jej odgarniać. Ta postać została przedstawiona z ogromnym realizmem. Jej ukazane z profilu ciało oddaje całą brutalność starości – obwisłe piersi, niekształtny brzuch, żylaste ręce, stopy i szyja.

Bardzo zbliżoną symbolikę zastosował Hans Baldung Grien w swoim obrazie o łudząco podobnej nazwie „Trzy okresy życia kobiety i śmierć” (1510 r.). Podczas gdy przedstawiona na płótnie młoda kobieta trwoni czas na próżne przeglądanie się w lusterku a mała dziewczynka bezmyślnie bawi się jej chustą, tylko stara kobieta spostrzega obecność śmierci i próbuje ją powstrzymać, odtrącając jej dłoń, trzymającą klepsydrę. Ten sam artysta trzydzieści lat później stworzył inne dzieło o tej samej tematyce: Trzy okresy z życia człowieka (1540 r.). Śmierć ponownie zostaje przez niego ukazana z klepsydrą w dłoni. Na niej zaś wsparty jest odmierzający czas ludzkiego życia zegar. Całość stanowi osobliwe studium ludzkiej brzydoty.

Na tę samą symbolikę pokusił się również Tycjan w swoim obrazie „Trzy stadia życia człowieka”. Podczas gdy młodzi z miłością zaglądają sobie w oczy a dzieci ucinają sobie drzemkę pod drzewem, starzec w tle zdaje się rozmyślać nad sensem życia i śmiercią. Smutno spogląda na dwie czaszki, które trzyma w dłoniach. Zdaje się być jednak pogodzony z przeznaczeniem… jakby średniowieczną ars moriendi (sztukę godnego umierania) miał wyćwiczoną na wszelkie sposoby.

Artyści, choć reprezentowali różne style i odmienne techniki malarskie, co do jednego pozostali zgodni – wszyscy musimy kiedyś umrzeć. A umieramy przez całe życie. I to już od chwili pierwszego zachłyśnięcia się światem.
Tagi: malarstwo, śmierć