Uchwycił oddech Boga na taśmie filmowej?


Młyn i krzyż (Fot. Kadr z filmu)
Młyn i krzyż (Fot. Kadr z filmu)
Młyn i krzyż (Fot. Kadr z filmu)

“Rewolucja” i “Objawienie” – tak ocenili “Młyn i krzyż” światowi krytycy na festiwalu kina niezależnego Sundance oraz w paryskim Luwrze. Polska premiera filmu, z udziałem Rutgera Hauera i Charlotte Rampling odbyła się wczoraj w warszawskich Złotych Tarasach.

– Lubię karkołomne przedsięwzięcia. Dlatego zrobiłem “Młyn i krzyż” – mówi Lech Majewski o swoim najnowszym filmie. O tym, jak powstawał “Młyn i krzyż” opowiada nam reżyser Lech Majewski.

Skąd taki odważny pomysł, by w filmie połączyć malarstwo z esejem o sztuce?

Lech Majewski: Światowej sławy historyk sztuki i specjalista od Petera Bruegla – Michael Gibson zobaczył w Paryżu mój film ”Angelus” i zakochał się w nim. Oglądał go kilkakrotnie. Potem podarował mi swoją książkę pod tytułem ”Młyn i krzyż”, która jest analizą obrazu Bruegla ”Droga na Kalwarię” – największego obrazu, jaki namalował Bruegel. Obraz ten znajduje się w wiedeńskim Kunsthistorisches Museum w Sali Nr. 10. Przeczytałem książkę Gibsona z podziwem dla głębi jego penetracji symboli i znaczeń zawartych w obrazie i spotkaliśmy się w Paryżu. Gibson zasugerował: ”Może byśmy zrobili z tego film dokumentalny?” Odpowiedziałem mu, że nie robię dokumentów. Ale zaproponowałem, żeby stworzyć fabułę. Gibson nie mógł uwierzyć, że chcę robić fabułę z analizy dzieła sztuki. Powiedział, że to absolutnie karkołomne przedsięwzięcie. Ale ja lubię trudne przedsięwzięcia. Wybraliśmy więc na obrazie tuzin postaci i podążyliśmy ich śladami.

Pan sam również zajmował się malarstwem? Czy to doświadczenie przekłada się jakoś na Pana film?

Zaczynałem jako malarz, ale ponieważ ostatecznie poświęciłem się filmowi, pozostała we mnie pewna tęsknota za malarstwem, która jest widoczna chociażby w komponowaniu przeze mnie kadrów. Co ciekawe, studiując tak długo obraz Bruegla, sam dokonałem kilku ciekawych odkryć. Bruegel w swoim malarstwie łamał zasady perspektywy, czego nie widać na pierwszy rzut oka, bo przysłaniają to obecne na obrazie postaci. Ale kiedy zdejmie się je z obrazu, to nie znajdziemy tam już renesansowej perspektywy jednego punktu widzenia. W tym obrazie jest siedem różnych perspektyw, które Bruegel w sposób mistrzowski i iluzjonistyczny połączył ze sobą. Normalnie te perspektywy powinny konfliktować ze sobą. Ale tak nie jest. Gdyby Bruegel podszedł do tematu ”po bożemu”, tak jak to narzucają prawa optyki, nie udałoby mu się tak rozbudować przestrzeni. Prawdziwe mistrzostwo! Im bardziej wchodziłem w obraz, tym więcej podziwu nabierałem do Bruegla. Niestety nie wszystko mogłem dostrzec. Niektóre detale są bardzo małe, ukryte. Trzeba się długo wpatrywać. A kiedy byłem w Kunsthistorisches Museum i za bardzo się zbliżyłem do obrazu od razu włączył się alarm. Nie ma więc możliwości, żeby poznać ten obraz dogłębnie. Na szczęście mogłem pracować na bardzo wysokiej jakości, laserowej reprodukcji, co pozwoliło nam powiększać wybrane fragmenty i wyświetlać na ścianie. W ten sposób odkryliśmy różnego rodzaju kody i ukryte znaczenia. Przykładowo odkryliśmy okna w skale. Jeśli tam są okna, to znaczy, że ktoś w niej mieszka. Stąd właśnie sekwencja z wydrążoną skałą w filmie.

Jak powstawał ”Młyn i krzyż” od strony technicznej? Jakie cyfrowe technologie w nim wykorzystano?

Zdjęcia do filmu robiłem razem z Adamem Sikorą. Adam jest mistrzem świecenia i tym się zajmował. Ja poświęciłem się komponowaniu kadrów. Zajęło mi to dwa kolejne lata, podczas których już w postprodukcji montowaliśmy w studio z kolejnych warstw kadr po kadrze.

Wykorzystaliśmy technologię CGI – obrazu generowanego komputerowo, stosowaną m.in. we ”Władcy Pierścieni” i ”Avatarze”. Wymaga to niestety dużego budżetu. Są takie filmy, które tworzy się całkowicie w przestrzeni wykreowanej przez animatora, jak np. ”Avatar” czy filmy komiksowe. Polega to mniej więcej na tym, że prace grafika komputerowego są przetwarzane pod różnymi kątami i powielane przez komputer, żeby uzyskać różny kąt widzenia jakiegoś pomieszczenia czy krajobrazu. My po raz pierwszy zastosowaliśmy technikę CGI do pokazania arcydzieła mistrza renesansu. Każdy element obrazu Bruegla, każde drzewo animowaliśmy osobno, gałąź po gałęzi. Musieliśmy znaleźć rzeczywiste krajobrazy odpowiadające tym z obrazu i wtapialiśmy jedne w drugie.

Gdzie powstawały zdjęcia do filmu? Jakie pejzaże możemy tam zobaczyć?

Zdjęcia powstawały w Polsce, Czechach i Austrii. Polskie plenery kręciliśmy na Śląsku, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, która najbardziej odpowiada perspektywie Bruegla. Wiatrak, który jest jednym z kluczowych symboli w filmie, częściowo został sfotografowany, ale potem przetworzony w postprodukcji. Jego fragment możemy znaleźć w Skansenie w Chorzowie, kolejne elementy znajdują się w Czechach, a całość powstała w studio. Podobnie powstała góra, na której stoi młyn. Ta góra składa się z wielu różnych gór.

Ale brueglowskie niebo ”zagrały” nowozelandzkie chmury?

Byłem tam w zeszłym roku przy okazji retrospektyw, które miałem w sześciu miastach oraz wykładów uniwersyteckich. Jeżdżąc po Nowej Zelandii zauważyłem niesamowite formacje chmur, które się tam tworzą, właśnie jak z obrazu Bruegla. Wynająłem więc kamerę i operatora i nakręciliśmy pewne sekwencje chmur, które połączyłem potem z niebem Bruegla w odpowiednich proporcjach.

Jak wybierał Pan aktorów do swojego filmu? Z jakiego kraju rekrutują się chłopskie postaci? Jak do ”Młyna i krzyża” trafili Rutger Hauer, Michael York i Charlotte Rampling?

Castingi dla statystów, grających role XVI-wiecznych chłopów przeprowadziliśmy w Polsce. Dobór obsady trwał dwa miesiące i z około tysiąca osób, wybrałem około dwustu o charakterystycznym wyglądzie, tak zwanym ”brueglowskim”. Z Michaelem Yorkiem i Charlotte Rampling było inaczej. To oni chcieli ze mną pracować. Charlotte zakochała się w mojej instalacji ”Pokój Saren” i wysłała do mnie maila, żebym o niej pamiętał, jeśli będę planował jakąś produkcję. Podobnie Michael York, który wyraził chęć współpracy ze mną, po tym jak zobaczył moją retrospektywę w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. Rutgerowi Hauerowi sam zaproponowałem rolę Bruegla, głównie dlatego, że jak sobie wyobrażałem Bruegla to po prostu widziałem Hauera. Po co więc miałem szukać kogoś innego?

Czy planuje Pan przenieść na ekran jakieś kolejne arcydzieło?

Trzy lata pracy na razie mi wystarczą. Już przeniosłem, co miałem przenieść. Otworzyłem nowe drzwi. Przynajmniej krytyka amerykańska jest jednogłośna, że to nowatorski film, również jeśli chodzi o interaktywną narrację. Teraz muszę zająć się wszystkimi wcześniejszymi zobowiązaniami i promocją ”Młyna i krzyża”. Pomimo, że ujrzał światło dzienne dopiero miesiąc temu, film trafił do przeszło dwudziestu krajów – w tym Stany Zjednoczone, Kanada, Australia, Japonia, Niemcy, Austria, Francja, Argentyna i Hiszpania – więc czeka mnie sporo pracy.

Tagi: , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *